Śląskie tradycje i obyczaje świąteczne
Okres świąt Bożego Narodzenia, zwany również Dwunastnicą, od zawsze był na Śląsku bogaty w tradycje i obyczaje - przekonywał Dawid Jęczmionka podczas zajęć dla dzieci i młodzieży zorganizowanych 2 grudnia w wodzisławskim muzeum.
Prognoza pogody
Samo określenie Dwunastnica, czyli okres od 24 grudnia do 6 stycznia, to jest do święta Trzech Króli, według ludowych przesądów określał pogodę na najbliższe 12 miesięcy.
Ostrożnie przed wieczerzą
Wilija, Wilia, Święty Wieczór - to najczęstsze określenie tego dnia na tym terenie. Już same przygotowania do kolacji wróżyły, czy przyszły rok będzie pomyślny, czy też nie. Zakaz pożyczania jakichkolwiek rzeczy w tym dniu zapobiegał wynoszeniu szczęścia z domu. Ale to nie wszystko. Nie można było rąbać drewna. To chroniło przed nieurodzajem i bólem głowy. Jeżeli chciało się uniknąć bólu zębów, nie należało wbijać gwoździ. Był też sposób na to, by dzieci nie chorowały. Wystarczyło, by nie siadały na stole.
Obowiązywały również nakazy. Jeden z nich może wydawać się nieco kłopotliwy. Otóż podrzucanie śmieci sąsiadom wróżyło pieniądze i dobrobyt. Poza tym każdy, kto miał kury musiał pamiętac, że Karmienie ich w obręczy zapobiegało rozchodzeniu się ptactwa w zbliżającym się roku. Kolejne nakazy również dotyczyły zwierząt. Karmienie ich resztkami z kolacji wigilijnej oznaczało, że o północy przemówią ludzkim głosem. Poza tym przed zmrokiem należało gromadzić wszystkie rzeczy w domu, aby myszy nie niszczyły dobytku.
Byle nie duszy na kolanach
Podczas kolacji pod misą z kapustą z grochem kładziono opłatek. Jeżeli przy podniesieniu opłatek przykleił się do misy, były obfite zbiory grochu i kapusty. Zanim usiadło się do stołu, dmuchało się na krzesło, aby nie usiąść zabłąkanej duszy na kolanach. Oczywiście dodatkowe nakrycie do stołu było przeznaczone dla osoby, która zapukała do naszych drzwi, bo nie miała z kim lub gdzie spędzić świąt. Na stole kładziono czosnek lub pod stołem młotek, co miało chronić przed złem.
A na stole...
Na stole wigilijnym powinno być 12 potraw. Dawniej było to uzależnione od stanu społecznego. Kto nie spróbował jednego dania, miał o tyle przyjemności mniej w roku następnym. Tradycyjne potrawy to: karp, śledzie w śmietanie, siemieniotka (chroniła przed chorobami - świerzbem i wrzodami), groch z kapustą lub pierogi z kapustą, moczka, makówki (zapobiegają śmierci w rodzinie lub odejściu kogoś z domu), zupa lub sos grzybowy, barszcz z uszkami, zupa rybna, kapusta z grzybami, kompot z dyni, pierniki, orzechy i jabłka. Coraz częściej na stołach pojawia się też kutia - potrawa, która przybyła do nas ze wschodnich regionów. Chleb również liczony jest za potrawę.
A teraz ważna informacja dla żon - każda powinna spróbować kaszy, wówczas mąż będzie jej oddawał wszystkie pieniądze.
Pies i narzeczony
Jeszcze przed wieczerzą panny zamiatały izbę zaczynając od drzwi, aby nie odgonić kawalerów od siebie. Po kolacji przed domem nasłuchiwały, z której strony zaszczeka pies - z tej przyjdzie też narzeczony. Losowały również źbła spod obrusa. Zielone oznaczało, że szybko wyjdą za mąż, żółte oczekiwanie, a zwiędłe staropanieństwo.
- Dziś większość obyczajów umiera. Przykładem jest wkładanie pod talerz pieniędzy. Dawniej z opłatka włożonego pod talerz wróżono. W zależności jaki kto miał obrazek, taki rzecz czeka go w przyszłym rroku - tłumaczy Dawid Jęczmionka z wodzisławskiego muzeum