Czy to koniec „afery gender” w Rybniku?
W zeszłym tygodniu odbyło się jedno z ostatnich posiedzeń komisji rewizyjnej w sprawie wprowadzania do rybnickich przedszkoli tzw. ideologii gender. Na sali spotkali się rodzice trójki dzieci, którzy nie zgodzili się na udział w projekcie unijnym oraz dyrektor przedszkola nr 13 w Rybniku.
Wraz z dyrektor Joanną Cichecką na sali obrad zjawiło się kilkudziesięciu nauczycieli i rodziców, którzy chcieli tym samym wyrazić wsparcie dla kierownika placówki. – Nie jesteśmy tutaj, by rozpatrywać sprawy światopoglądowe. Mieliśmy prawo zrezygnować z udziału w projekcie, a nasza skarga dotyczy tylko bezprawnych działań pani dyrektor – tłumaczył Arkadiusz Szweda, jeden z rodziców, którzy złożyli skargę w urzędzie oraz w kuratorium oświaty. – Wszystko, co robiłam, konsultowałam z radcami prawnymi urzędu i działałam w ramach obowiązującego w Polsce prawa – tłumaczyła dyrektor Cichecka.
Skreśleni albo przeniesieni
Sprawa „genderowa” ciągnie się w Rybniku już od jesieni zeszłego roku. Wtedy trójka rodziców zaalarmowała „Gościa Niedzielnego” na temat dziwnych praktyk w przedszkolu nr 13. Po innych medialnych doniesieniach, licznych wypowiedziach radnych, duszpasterzy a nawet prezydenta Fudalego, sprawa w końcu trafiła przed komisję. Nie rozpatrywano jednak samej kwestii „wprowadzenia” gender do przedszkola, a działania dyrekcji placówki, które rodzice rezygnujący z projektu „Szczęśliwa 15” odebrali jako bezprawne. – W rybnickich przedszkolach nie ma i nie było zajęć o gender! – apelowała podczas obrad komisji prezydent Joanna Kryszczyszyn. – W podstawie programowej nie ma w ogóle zajęć o tym temacie, a w ramach projektu „Szczęśliwa 15” miał być realizowany normalny program nauczania – dodaje.
Rodzice, którzy projekt unijny odebrali jako próbę szerzenia ideologii gender i zrezygnowali z niego spotkali się jednak z ustawową ścianą. – Okazało się, że nie ma dla nas miejsca w przedszkolu, dostaliśmy pismo, które sugerowało wyraźnie, że nasze dzieci zostaną wykreślone z listy uczęszczających, jeśli faktycznie zdecydujemy się na rezygnacje – komentował Szweda. Rodzice zdecydowali się zrezygnować, a dzieci przez miesiąc pozostawały w domu.
Jak tłumaczyła dyrektor Cichecka, nie było innego wyjścia jak wykreślenie dzieci i przeniesieni ich do innego przedszkola. – Poinformowałam rodziców, że w przypadku ich rezygnacji nie ma dla dzieci miejsca w innych oddziałach. Po prostu były pełne. Nie mogę mieć więcej niż 25 dzieci w oddziale, to wbrew prawu. Dlatego w tym samym piśmie zasugerowałam inne przedszkole – mówi.
Problem w tym, że placówka do której przenieść miały się dzieci była po drugiej stronie miasta.
Absurdy prawa
– Całej sprawy by nie było, gdyby nasze dzieci znalazły od razu miejsce w przedszkolu – mówi Agnieszka Szumiło, matka która również zdecydowała się zrezygnować z projektu. – Gdybyśmy zostali poinformowani o tym, że program zajęć ma być rozszerzony o kwestie gender, w ogóle nie bralibyśmy w nim udziału – dodaje.
Joanna Kryszczyszyn, która rozmawiała wcześniej z rodzicami, jeszcze przed ich rezygnacją, wspomina: – Rozmawialiśmy na ten temat, sugerowałam, by rodzice poczekali i przekonali się, że nic się w nauczaniu nie zmienia, że to ten sam program – mówi. – Problem w tym, że ogromna większość osób poruszonych problemem mylnie odbiera słowo „projekt”, a „program”. Projekt „Szczęśliwa 15” zakładał stworzenie oddziałów z pomocą logopedyczną i innymi udogodnieniami oraz szkolenia dla opiekunów, podczas których kwestie gender były jednym z tematów. Te kwestie miałyby realizowane m.in. na wycieczkach, które jeszcze się nie odbyły. Program nauczania, wpisany w projekcie, pozostaje bez zmian – dodaje.
Absurdem polskiego prawa jest to, że – w przeciwieństwie do wszystkich innych stopni nauczania – przedszkolne oddziały mają z góry narzuconą liczebność. Nie było więc fizycznej możliwości przeniesienia dzieci do innego oddziału w przedszkolu nr 13. A to w rodzicach wzbudziło podejrzenia, że zostali potraktowani bezprawnie, a górę w podejmowaniu decyzji wzięły względy ideologiczne. – Miejsca dla dzieci się znalazły. Namówiłam rodziców dwójki dzieci, by przenieśli swoje pociechy do oddziału biorącego udział w projekcie. Jedno miejsce zwolniło się, gdyż przedszkolak przez trzy miesiące nie zjawiał się w placówce, umowa mogła zostać rozwiązana – komentuje dyrektor Cichecka.
Sprawa podzieli radę?
Najbardziej zaangażowani w problem okazali się radni klubu PiS. Andrzej Wojaczek bronił dyrektor Cicheckiej, wspominając jej wieloletnie doświadczenie oraz fakt, że „w przedszkolu nie było, nie ma i nie będzie gender”. Sam zresztą – z własnej inicjatywy – zaangażował się w prace na rzecz zażegnania problemu, spotykał się z pracownikami placówki, rezygnującymi rodzicami oraz duszpasterzem pobliskiej parafii. Radni Cebula oraz Piecha stanęli po drugiej stronie barykady, zarzucając dyrektor Cichecką pytaniami o bezprawne podejmowanie decyzji, wprowadzanie autorytarnych decyzji w miejsce nieprzymuszonej woli rodziców, a także o zerwanie umowy z rodzicami. – To jest koszmar – mówiła dyrektor jeszcze przed rozpoczęciem obrad. – Mam nadzieję, że sprawa w końcu osiągnie finał, bo mimo iż pewne kwestie zostały już wyjaśnione, czuję się dzisiaj, jakby ktoś mi podciął skrzydła. Mam ponad 20-letnie doświadczenie w mojej pracy i nigdy nie zrobiłabym czegoś, co skrzywdziłoby dzieci – dodała. Wydaje się, że dyrektor Cichecka, rodzice, którzy zrezygnowali z udziału w projekcie, a także pracownicy placówki oraz rybniccy radni padli przede wszystkim ofiarą braku odpowiedniej komunikacji. Urząd miasta powinien w odpowiednim momencie powziąć zdecydowane kroki, które rozwiałyby wszelkie wątpliwości rodziców i nauczycieli, a dzięki temu być może opinia publiczna nie zastanawiałaby się nad tym, czy w rybnickich przedszkolach chłopcy chodzą w sukienkach, a dziewczyny muszą bawić się autkami. Wtedy o Rybniku w ogólnopolskich mediach mówiłoby się być może mniej, ale dobrze, a nie w kontekście afery, która nie cieszy nikogo – przedszkolaków, przedszkolanek i rodziców. – Nigdy naszym celem nie było oczernienie dobrego imienia przedszkola. Nie próbowaliśmy nigdy dowieść, że przedszkole nr 13 to „oaza zła” – mówi Arkadiusz Szweda, jeden z autorów skargi na dyrektora „trzynastki”. Być może ostatnie posiedzenie komisji rewizyjnej w związku z aferą odbędzie się w tym tygodniu. Wtedy dowiemy się, jak cała sprawa podzieliła radnych.
(mark)
Ludzie
Radny Miasta Rybnik.
Pewnie Pani dyrektor za jakiś czas okaże się Panem dyrektorem, tak jak bęgowski okazał się grodzką i wszystko się wyjaśni...