Mirosław Lenk: W spółkach twierdzą, że za bardzo się wtrącam
Z głową miasta rozmawiamy m.in. o: problemach w PK, zadłużeniu w jakie popadly spółki miejskie, atutach młodych menadżerów w relacji do tych dojrzalszych oraz łączeniu samorządowych przedsiębiorstw.
– Z materiałów jakie magistrat przygotował dla radnych na ostatnią sesję, a także z wystąpień przed komisjami wynika, że spółki miejskie radzą sobie dobrze poza Przedsiębiorstwem Komunalnym. Podziela pan tę opinię?
– Niewątpliwie przyczyną do pokazania kondycji spółek była nie najlepsza sytuacja w PK. Tam są największe problemy. Jeśli patrzeć na kondycję wszystkich 5 spółek miejskich to mają one podobne problemy co przedsiębiorstwa prywatne działające na lokalnym i krajowym rynku. Upadają firmy drogowe, likwiduje się zakłady komunalne, ale powstają w ich miejsce nowe. Jedni mają się lepiej, inni gorzej.
– Na posesyjnej konferencji prasowej padały pytania czy nie martwi pana stopień zadłużenia spółek miejskich, które potrzebowały pożyczek aby się dosprzętowić. Jak pan ocenia te raporty finansowe?
– Niemal wszystkie przedsiębiorstwa opierają swą działalność na kredytach, leasingach. Jeśli nasze PRD ma najwyższy obrót w historii, największą w dziejach wytworzoną masę asfaltu to uważam, że nie należy wytykać spółce, że maszyny wzięła w leasingu. Dziś korzysta się z takich instrumentów finansowych, to normalne.
– W stopniu zadłużenia prym wiedzie ZWiK. Przecież to monopolista na rynku swoich usług, ze zbytem nie ma problemów. Jak znalazł się w takiej sytuacji?
– Wodociągi nie mają problemów z płynnością finansową, chociaż analizując wskaźniki nie wygląda to już tak różowo. Psują obraz pożyczki zaciągnięte na modernizację oczyszczalni ścieków, które trzeba spłacać, a te spłaty idą w koszty. Dobrze, że nie musimy z tego tytułu podnosić cen wody i ścieków, już trzy lata z rzędu. To żadna polityka, tylko ekonomia, bo podwyżka skłoniłaby mieszkańców do zmniejszenia zużycia. Pamiętajmy, że mniejsze zużycie to wyższe ceny.
– Spółkami w lepszej kondycji zarządzają młodzi menadżerowie (Kubek, Wrazidło) natomiast kłopoty przeżywa PK, gdzie zarządzający są znacznie starsi. Młodzi są ambitni, mają coś do udowodnienia. U starszych istnieje ryzyko wypalenia zawodowego, a głosów na temat zmiany szefa PK nie brakowało w ubiegłym roku. Co pan sądzi na ten temat?
– Jeśli pan to dostrzega, to pewnie w tym coś jest. Prezesów mamy różnych, dynamicznych i mniej aktywnych, z różnym bagażem doświadczeń. Ale i różne działalności. Np. w TBS-ie podejmuje się decyzje mniej ryzykowne niż gdzie indziej. Buduje się mieszkania i wynajmuje za tyle, aby je utrzymać. Tu może nie trzeba dynamiki i agresywnego działania na rynku. Ale już branża drogowa na pewno tego wymaga i postawa prezesa Wrazidły to potwierdza. Spółka była w złej sytuacji, a teraz jest wzorem dla pozostałych. Przyznaję, że menadżerom, którzy prowadzą firmy dłużej, może być trudniej podejmować ryzykowne decyzje, obniżyć wynagrodzenia czy zredukować personel.
– W jakim stopniu ingeruje pan, jako prezydent miasta, w funkcjonowanie spółek samorządowych? Bo chyba zgodzi się pan, że starania o ostatni kontrakt dla PK (utrzymanie czystości i odśnieżanie) wyglądały na ponadstandardowe zaangażowanie w rozwiązanie problemu? Sam pojechał pan do Warszawy bronić stanowiska gminy, preferującej ofertę własnych spółek w przetargu.
– Ze spółek docierają do mnie sygnały, że za bardzo się wtrącam w ich działalność. Zarząd i rada nadzorcza są przecież bliżej. Ja jako reprezentant właściciela powinienem włączyć się dopiero na etapie podejmowania kluczowych decyzji podczas walnych zgromadzeń. Jednak często kontaktuję się z zarządami i to według mnie cecha spółek komunalnych, odróżniająca je od spółek prywatnych. Nasze jednostki realizują zadania gmin, za które odpowiadam ja. Nadzór gminy polega na wytyczaniu drogi, a nie zastępowaniu w zarządzaniu. Oczywiście są sprawy, w które nie powinienem się wtrącać. Nie podyktuję np. cen usług. One muszą wynikać z rachunku ekonomicznego i ich kształtowaniem zajmuje się zarząd spółki. Gdybym ja narzucał ceny to kto pokryłby różnicę w stosunku do kosztów przedsiębiorstwa? Musieliby zrobić to podatnicy. Tak jest w przypadku biletów autobusowych, do których miasto dopłaca ponad 2 mln zł.
– Bronił pan miejsc pracy, udowodnił rażąco niską cenę w przypadku rywalizacji przetargowej PK z firmą polsko-hiszpańską. Nie mógł pan wcześniej tak zaangażować się przy rozstrzygnięciu przetargu na odbiór i wywóz odpadów, który PK przegrało na rzecz PUK Ruda Śląska?
– Nie było wtedy możliwości by wskazywać na wystąpienie rażąco niskiej ceny. Nawet w najbliższej okolicy ceny odbioru i wywozu śmieci były niższe niż te zaproponowane przez raciborską spółkę. Na poziomie 200 zł np. w Rybniku. 268 zł jakie zaproponował PUK Ruda Śląska nie było rażąco niską ceną. Prawdą jest, że kilkanaście gmin z różnych powodów nie ogłosiło przetargów na gospodarowanie odpadami. Zarzuca mi się, że nie przyłączyłem się do buntu gmin, które mają własne przedsiębiorstwa, ale proszę zauważyć, że gmin w Polsce jest ponad 2500, a protestowali nieliczni. W listopadzie 2013 r. Trybunał Konstytucyjny odrzucił skargę Inowrocławia i uznał konieczność organizowania przetargów. Nawet inicjator tej głośnej akcji sam ogłosił przetarg na wywóz śmieci. Postawa niektórych radnych krytykujących mnie za nieprzyłączenie się do buntu gmin świadczy o ich niewiedzy i jest tu niczym innym jak namawianiem kogoś do łamania prawa.
– A jak pan reaguje na zarzuty, że swoimi działaniami (nakłonieniem do współpracy z PK) gmina pomogła PUK Ruda Śląska poradzić sobie na rynku odpadów w Raciborzu?
– Słyszałem, że podnosi się, że firma do tego stopnia była nieprzygotowana do wykonania zdobytego kontraktu, że nie miała nawet wynajętego miejsca na tzw. PSZOK, który wydzierżawiła później od PK, ale to nieprawdziwe tezy bo znalezienie placu na odpady nie jest problemem w Raciborzu i okolicy. PUK to duża i solidna firma. Wielu podkreśla, że z obcym, niemieckim kapitałem. Ale kto jest właścicielem Henkla, SGL Carbon, czy Mieszka? Ważne, żeby właściciel dawał miejsca pracy i uczciwie płacił wynagrodzenia oraz podatki. Dzisiaj już nie tylko na Śląsku nikt Niemców się nie boi. Po prostu spróbowaliśmy zarobić na przegranym kontrakcie. Warto było skorzystać na współpracy z PUK. Nie każdy chciałby przejąć zwalnianych pracowników, na umowy na czas nieokreślony. Chyba, że lepiej byłoby ich zwolnić i pozbawić ich rodziny chleba? Takich decyzji PUK nie byłoby gdybyśmy tylko utrudniali życie konkurencji PK. Z logiki wynika, że powinniśmy z nimi współpracować, bo mamy wspólne zadanie czyli porządek w mieście.
– Na rynku, gdzie w sferę komunalną coraz śmielej wchodzą podmioty prywatne, nie warto poważniej pomyśleć o łączeniu jednostek podległych samorządom? Jak PRD z PZD, PK z PKS itp.?
– Takie sugestie przekazuję staroście i wójtom gmin od dłuższego czasu. Warto połączyć siły. Po co tworzyć dodatkowe koszty kiedy można je ograniczyć? Np. nasze wodociągi, ze swoim potencjałem i infrastrukturą są w stanie utrzymać sieć dla gmin w całym powiecie. Na to potrzeba woli, także politycznej. To jest bardzo dobry temat do dyskusji. Na razie rozmowy kończą się gdy jest mowa o zaangażowaniu finansowym, a kosztami trzeba się przecież solidarnie dzielić.
– Na sesji był pan zdziwiony brakiem dyskusji nad przyszłością spółek miejskich. Nie było też zbyt wiele pytań z komisji. Jak pan ocenia zainteresowanie radnych?
– Brakowało mi tego. Nie wiem z czego to wynika. Może materiały przygotowane przez nas wyczerpały ciekawość członków rady. Zleciłem je by uspokoić wrzawę wokół PK. Zagadnienie jest trudne, nie prezentowaliśmy dotąd tak wielu szczegółów na temat spółek. Choć większość z tych informacji jest publikowana w KRS-ie i BIP-ie. Zarzut, że chcę radę wciągnąć w odpowiedzialność za sprawy dotyczące spółek jest nietrafiony. Najpoważniejsze decyzje dotyczące funkcjonowania spółek, takie jak likwidacja, czy łaczenie i tak podejmuje rada miasta. Powinna mieć świadomość co się w nich dzieje.
– Problemy PK będą argumentem politycznym pańskich przeciwników w wyborach. Już są prezentowane poglądy, że postawa prezydenta w tej sprawie była niewłaściwa. Jak pan odbiera te uwagi?
– To, że opozycja krytykuje rządzących jest normalnym zjawiskiem. Chce przecież przejąć władzę i sama rządzić. W roku wyborczym takich przykładów będzie dużo. Cieszę się gdy tego typu krytyczne tezy są mądre, wnoszą coś wartościowego bo na takiej polemice zyskuje gmina. Zrealizuję każdy dobry pomysł, opozycyjny czy nie. Tylko droga od idei do realizacji bywa długa. Krytycy nie mogą jednak mylić spółek prawa handlowego z jednostkami gminy, takimi jak RCK, OSiR itp. Nie można porównywać funkcjonowania jednostek kultury, sportu i oświaty z działalnością spółek. Dom kultury, lodowisko czy szkoła nigdy nie będą dochodowe jak firmy. Tam nie występują pojęcia zysku czy straty. Przez ich działalność zaspokaja się potrzeby mieszkańców a wydatki pokrywa dotacją. Sprawne zarządzanie sprawia, że dotacje maleją, ale nie sposób z nich zrezygnować, bo ucierpią mieszkańcy.
Rozmawiał Mariusz Weidner
Ludzie
Przewodniczący Rady Miasta Racibórz, były prezydent.
Jak pan Prezydent mówi w PRD wytworzono najwiecej masy ale ludzie od 3 lat nie dostali podwyżki, zarobki w PRD to najniższa krajowa a nie tak jak było powiedziane 5 tysięcy śmiech na sali, dostaniemy PITy za 2013 dostarczymy Panu Prezydentowi i wyślemy do gazety do ogólnej publikacji żeby było jasne ile się zarabia w PRD. Na 5 tysięcy musimy pracować przez 3 miesiące z wszystkimi sobotami i nadgodzinami. Z pozdrowieniami pracownicy PRD
Ponad 40 tysięcy osób to mało? Co ty pleciesz? Zdjęcia na portalach pokazały, że mam rację - frekwencja była mizerna.
Frekwencja na objazdach pana Lenka wcale nie była taka niska. W Raciborzu nie ma za wiele mieszkańców, a już naprawdę mało jest tych aktywnych, co potrafią ruszyć cztery litery sprzed kompa gdzie świat wydaje się tak prosty.
przedsiebiorstwa komunalne... co tu duzo mowic jaki zarzad taki zysk
Panie Lenk - patrząc na frekwencję Pańskich objazdów miejskich wyborów Pan nie przejdzie. Nie tym razem...