Gdzie diabeł nie może… Babski Comber w Jankowicach po raz trzeci!
Zobacz jak bawią się panie z Jankowic zwanymi rudzkimi.
Pochodzący ze średniowiecza zwyczaj urządzania „Babskiego Combra”, czyli zapustnej zabawy z udziałem samych tylko niewiast odradza się powoli, choć oczywiście na potrzeby naszych czasów uległ pewnej modyfikacji. Przede wszystkim impreza powinna odbywać się wyłącznie w „Tłusty Czwartek”. Ale ze względów praktycznych a więc głównie zawodowych dziś nikt nie trzyma się sztywno tego terminu. Na przykład w Jankowicach trzeci już z rzędu ,,Babski Comber” odbywał się dzień po terminie, czyli w piątek 28 lutego. Na sali miejscowego domu kultury bawiło się doskonale około 120 pań, czyli… około 120 bab. Co tam się działo!!!
Dawniej balujące krakowskie przekupki, które na czas zabawy niepodzielnie panowały w mieście, budziły prawdziwy popłoch wśród mężczyzn. Biada temu, którego dorwały. Dziś faceci też nie czują się zbyt pewnie i wolą te imprezy omijać szerokim łukiem. Oczywiście z wyjątkiem kilku nieszczęśników, którzy w jakiś sposób je obsługują. Ale oni mają na ogół dyspensę…
Na pomysł reaktywacji tradycyjnej wielkoczwartkowej zabawy w Jankowicach wpadła dwa lata temu pani Danuta Granieczny. I pomysł okazał się strzałem w przysłowiową dziesiątkę. W ubiegłym roku odbyła się druga edycja zaś w piątek 28 lutego tego roku ,,Babski Comber” urządzano w Jankowicach już po raz trzeci. Z roku na rok rośnie liczba uczestniczek. W piątek balowało ich prawie 120. Lista zamknięta została na długo przed rozpoczęciem zabawy.
Pomysłowe konkursy z nagrodami wzbudzały salwy śmiechu. Najpierw było więc skubanie pierza na czas. Potem odbywał się bieg narciarski na kafelkach z udziałem czterech dwuosobowych drużyn. Przy czym każda drużyna startowała razem mając do dyspozycji jedną parę nart z podwójnymi wiązaniami. Tą jakże widowiskową konkurencję, podczas której publiczność obserwowała i upadki i ambitne powroty na trasę wygrały panie w diabelskich strojach. Wiadomo – gdzie diabeł nie może…
Tradycyjnym elementem zabawy jest obcinanie krawatów, które są tego dnia obowiązkowe. Ceremonii dokonuje wyjątkowo facet. Konkretnie naczelnik OSP Jankowice i jest to drugi comber dopuszczony do obsługi imprezy prócz autora relacji. Reszta chłopów bawi się w domach wykorzystując nieobecność żon. Obcięte końcówki krawatów trafiają do maszyny losującej, za którą robi stara drewniana ,,maśniczka”. Kiedy emocje sięgają zenitu wybrana przez organizatorów sierotka losuje jedną odciętą końcówkę. Konkurs wygrywa ta pani, która posiada resztę pasującego do niej krawata. Nie inaczej było w tym roku.
W konkursie na najlepsze przebranie wygrała japońska „gejsza”. Miejsce drugie zdobyły sympatyczne ,,dalmatyńczyki” zaś miejsce trzecie przypadło w udziale muszkieterowi. Po za podium znalazła się ,,smerfetka” i „murzynek”. I choć wszystkie przebrania łącznie z tymi nienominowanymi były bardzo ciekawe, jak to zwykle bywa, zwyciężyć mogła tylko jedna osoba.
Oczywiście pomiędzy konkursami trwała huczna zabawa, tańce i karaoke. Hitem wieczoru okazał się przebój grupy Big Cyc – „Facet to świnia” śpiewany na 120 niewieścich gardeł. I chyba nikogo to specjalnie nie dziwi?
Za rok czwarta edycja imprezy – zapowiada stanowczo pomysłodawczyni i główna organizatorka, Danuta Granieczny. Są już nowe pomysły, ale na razie ich nie zdradzę – dodaje tajemniczo. No cóż, trzeba będzie poczekać do przyszłego roku!
h.mac