Dusza postu pragnie, ciało – karnawału!
Dziś Środa Popielcowa. Rozpoczyna się Wielki Post. Kolejny. Znów będziemy mierzyć się z sobą. Znów poweźmiemy postanowienia. I znów zakosztujemy słodyczy zwycięstwa. I – nieuniknienie – goryczy porażki.
Ankieta
Znamy już przecież siebie i kondycję ludzką dostatecznie. Na cóż nam więc rok w rok cały ten 40-dniowy post? Aby do nas powoli docierało, co mówi Bruegla. Że mianowicie jesteśmy – my jesteśmy, każdy z nas jest – walką postu z karnawałem.
Pieter Bruegel, XVI-wieczny malarz flamandzki, na kartach historii sztuki zapisał się przede wszystkim jako twórca tajemniczych scen rodzajowych. Przedstawiał w nich życie wsi. Stąd nazywany bywa Chłopskim.
Na jednym z jego obrazów (zob. ilustrację) widzimy, jakby z lotu ptaka, plac pośrodku jakiejś mieściny. A na tym niby-rynku rozbieganą we wsze strony gawiedź. Tłoczące się postaci w części pochłonięte są zajęciami codziennymi, w części – zabawą i modlitwą. W części natomiast przybierają dziwaczne pozy i wykonują nieodgadnione czynności. Razem wzięte, sprawiają wrażenie rozgardiaszu.
Na planie pierwszym obserwujemy wymyślny pojedynek. Dopingowani przez orszaki swych popleczników, rozpustników i pokutników, w szranki stają rumiany tłuścioch, dosiadający beczki i wymachujący rożnem z nadzianym nań warchlakiem, oraz trupioblady i anemicznie chudy asceta, zasiadający na lichym tronie, uzbrojony w wiosło, na którego piórze leżą ryby. Pierwszy jest personifikacją karnawału. Drugi – postu.
Jacek Kaczmarski, zainspirowany dziełem Niderlandczyka, skomponował piosenkę pt. Wojna postu z karnawałem. W poszczególnych jej strofach opisuje rojące się na obrazie Bruegela „pstrokate mrowie”.
Stwierdza: „Praca stała się zabawą, a zabawa – pracą: / toczą się po ziemi kości, z kart się sypią wióry, / nic nie znaczy ten, co nie gra, ci, co grają – tracą. / Ale nie odróżnić w ciżbie, który z nich jest który”. I dalej, w refrenie: „Oszalało miasto całe. / Nie wie starzec ni wyrostek, / czy to post jest karnawałem, / czy karnawał – postem!”.
Wreszcie konkluduje: „Siedzę w oknie, patrzę z góry, cały świat mam w oku. / Widzę, co kto kradnie, gubi, czego szuka w tłoku. / Zmierzchem pójdę do kościoła, wyspowiadam grzeszki, / nocą przejdę się po rynku i pozbieram resztki. / Z nich karnawałowo-postną ucztą jak się patrzy / uraduję bliski sercu ludek wasz żebraczy. / Żeby w waszym towarzystwie pojąć prawdę całą: / dusza moja pragnie postu, ciało – karnawału!”.
Tymi ostatnimi słowy Kaczmarski umożliwia nam przedostanie się do istoty Brueglowego obrazu i odczytanie jego przesłania. Niejako nam go otwiera.
Co przez to otwarcie wyziera? Smutna i bolesna prawda o nas. Prawda o człowieku. Że jest chaosem. Że jest ścieraniem się przeciwstawnych sił: karnawału i postu. Karnawał – domena ciała – to chęć nieposkromionego użycia, wiecznej zabawy i niezobowiązującej przyjemności. Post znowuż – dziedzina ducha – to pragnienie głębokiej pobożności i autentycznej pokuty, pragnienie życia Bogiem i jego przykazaniami.
Ową dramatyczną walkę, jaka w nas się bez ustanku i bez rozstrzygnięcia toczy, objawia nam już Biblia. Czytamy w niej bowiem (Rz 7,18-25): „Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę uczynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem wewnętrzny człowiek we mnie ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu, mieszkającego w moich członkach. Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, co wiedzie ku tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego! Tak więc umysłem służę Prawu Bożemu, ciałem zaś – prawu grzechu”.
Trudno nam, tak z siebie zadowolonym i dumnym, zaakceptować, żeśmy grzesznikami. I że w tej otchłani grzechu, by z rozpaczy nie oszaleć, koniecznie potrzebujemy Boga. Boga, który się nad nami i nad naszą biedą lituje. Który miłosiernie – jak to On – podźwiga nas z gnoju naszych przewin i sadza między książętami (por. Ps 113).
Aby to pojąć, trzeba czasu. Trzeba postu. Trzeba wielu postanowień, wielu zwycięstw i wielu, wielu porażek. Rok w rok.
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
ks. Łukasz Libowski