Są młodzi i uzbrojeni. Najlepsi mają na koncie nawet 20 ofiar
Zazwyczaj zaczynają parać się tym procederem już w bardzo młodym wieku - kiedy tylko są w stanie utrzymać w rękach broń.
W krótkim czasie chłopcy stają się postrachem dla zamieszkujących okolicę dziewcząt. Te reagują różnie - od prób ucieczki, przez udawany zazwyczaj opór (w stylu "ojej... proszę... nie..."), po samoobronę przy użyciu tych samych narzędzi, którymi posługują się napastnicy. Powodem całego zamieszania jest rzecz jasna Śmigus Dyngus, czyli "lany poniedziałek".
W całym Raciborzu od rana grasują uzbrojeni w butelki, pistolety, karabiny i wiadra młodzi ludzie. Początkujący mogą mówić o szczęściu, jeśli uda im się oblać 1-2 dwie dziewczyny. Najbardziej doświadczeni mają na swoim koncie 20-21 oblanych dziewcząt. Takim wynikiem może poszczycić się ekipa z okolic ulicy Wczasowej, czyli Jakub, Justin, Gracjan, Oliwier i Kamil. - To jeszcze nie koniec! - zapewnili naszego reportera.
O tym, że Śmigus-dyngus to nie przelewki, przekonał się na własnej skórze Miłosz. Wśród siedmiu ofiar jedna zdecydowała się odpłacić mu pięknym za nadobne, na chwilę studząc jego zapał do dalszej akcji. Gdy z nim rozmawialiśmy, regenerował siły bawiąc się z resztą swojej ekipy w chowanego na podwórkach przy ul. Wileńskiej.
To już jednak nie to samo, co kiedyś. Wraz z niżem demograficznym w Raciborzu drastycznie spadła liczba "wodnych bojówek". Doszło nawet do tego, że spacerując ulicami miasta można spotkać suche dziewczęta oraz... grupy młodych, nieuzbrojonych mężczyzn. - O tempora, o mores! - można byłoby zakrzyknąć, ale przez wzgląd na tych dzielnych młodych bojowników, których dzisiaj spotkaliśmy, powstrzymamy się od tego. Im wszystkim chcemy powiedzieć jedno: dobra robota panowie, tak trzymać!