Nadopiekuńczość może szkodzić sześciolatkom
Ze zwiększoną liczbę wniosków na badania sześciolatków, które w tym roku pójdą do pierwszej klasy muszą uporać się pracownicy raciborskiej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej.
Dyrektor Danuta Hryniewicz przyznaje, że jest to efekt lęku rodziców, który dodatkowo potęgowany jest przez media, a nierzadko również przez nauczycieli przedszkoli. Na potwierdzenie podaje przykład jednej z mam, która uczestnicząc w dniach sześciolatka w poradni była przekonana, że jej dziecko jest gotowe, aby pójść do szkoły. Dziś waha się po wysłuchaniu pani z przedszkola, która stwierdziła, że odroczyłaby z obowiązku szkolnego 90 proc. dzieci. – Takie sprzeczne informacje wzbudzają w rodzicach niepokój – przyznaje dyrektor Danuta Hryniewicz, nie zdziwiona tym, że tak wielu z nich zgłasza dzieci na badania, czy też składa wnioski o odroczenie.
Rodziców niepokoi to, że nie wszystkie szkoły są przygotowane na przyjęcie ich dzieci, przeraża obecność w jednej placówce małego sześciolatka i wyrośniętego np. szóstoklasisty. Pani dyrektor uważa, że rodzice są coraz bardziej nadopiekuńczy, a to jeden z powodów przemawiający za chęcią pozostawienia dziecka w przedszkolu.
Doświadczenia prowadzących badania pracowników poradni psychologiczno-pedagogicznej nie potwierdzają, jakoby było dużo dzieci do odroczenia od obowiązku szkolnego oraz rodziców, którzy bardzo na to naciskają. – Opinii o odroczeniu jest więcej, niż w latach poprzednich, ale również dlatego że jest o wiele więcej badanych dzieci. Nie należy wpadać w panikę, bo gdybyśmy przebadali rok wcześniej siedmiolatki, które szły do pierwszej klasy, to z dużym prawdopodobieństwem, procent dzieci nie w pełni gotowych do podjęcia nauki byłby taki sam – tłumaczy psycholog Danuta Hryniewicz.
Prowadzone w poradni badania pozwalają stwierdzić gotowość szkolną dzieci we wszystkich obszarach, zarówno poznawczym (intelektualnym), sprawności fizycznej, jak i dojrzałości emocjonalnej oraz społecznej. To bardzo ważne, bo emocje odgrywają np. bardzo dużą rolę w uczeniu się matematyki. Gotowość zaś w tych wszystkich obszarach daje szanse na osiągnięcia edukacyjne dziecka w szkole.
Pani dyrektor przypomina, że do rozpoczęcia nauki jest jeszcze kilka miesięcy, a to dużo czasu w życiu sześciolatka. – Jeśli dziecko chodziło do przedszkola i nauczyciel widzi, że różnica w rozwoju między nim a równolatkiem nie jest duża, to przez te kilka miesięcy dziecko może dogonić swoich rówieśników – wyjaśnia.
Ponieważ we wrześniu sześciolatki posyłane będą do szkoły równolegle z siedmiolatkami, dobrze jeśli chodziłyby do oddzielnych klas. Nie wszędzie jest to jednak możliwe do zrobienia. Z pewnością byłoby to lepsze rozwiązanie ponieważ w jednej klasie mogą znaleźć się dzieci, których dzielić będzie różnica wieku sięgającą nawet półtora roku. I nie chodzi wcale o rozwój poznawczy, który może być podobny, ale o różnice w rozwoju emocjonalno-społecznym, a więc w tempie pracy czy reagowaniu na niepowodzenia.
Dyrektor Danuta Hryniewicz obala też często powtarzany przez rodziców mit, że dziecko, które wcześniej idzie do szkoły, traci dzieciństwo. – Rozumowanie to nie do końca odzwierciedla rzeczywistość. Kryje się za tym myślenie, że w przedszkolu dzieci tylko się bawią, a w szkole – tylko się uczą . Tak nie jest, bo w przedszkolu dziecko bardzo dużo się uczy, może nawet więcej niż w szkole. Inna jest tylko forma tego nauczania, głównie przez zabawę – przyznaje pani psycholog.
Swoimi opiniami na temat pójścia do szkoły zaskakują same dzieci. – Mamy sześciolatki, które nie chcą już chodzić do przedszkola, chcą iść do szkoły, spotykamy też dzieci, które boją się szkoły, ale obawy te często przejmują od rodziców – mówi dyrektor Danuta Hryniewicz.
Współczesne sześciolatki w porównaniu do tych sprzed dziesięciu lat, to już zupełnie inne dzieci. Do szkoły przychodzą z dużo większą wiedzą i umiejętnościami niż siedmiolatki sprzed paru lat. Ważną role do spełnienia ma jednak szkoła pod względem emocjonalnego wspierania najmłodszych uczniów. – Sześciolatki mają duże umiejętności, ale emocjonalnie wymagają więcej uwagi. Kiedyś intensywniejsze kontakty społeczne, miały większy wpływ na rozwój emocjonalny dziecka. Obecnie brakuje naturalnych relacji, a nawet zwyczajnych zabaw podwórkowych rozwijających kreatywność dziecka – uważa dyrektor Danuta Hryniewicz.