Znów ktoś wyrzucił chemiczne odpady
Stertę beczek, pojemników wypełnionych resztkami olejów zlokalizował pewien mężczyzna spacerujący z psem rano 6 maja na terenie należącym do PKP PLK, przy trasie Syrynia - Buków. PKP PLK zobowiązały się uprzątnąć teren do końca ubiegłego tygodnia.
Odpady blisko potoku
To już drugi w krótkim czasie przypadek nielegalnego pozbycia się chemicznych odpadów w tym rejonie. Przy czym tym razem sprawca wyrzucił je dalej od potoku Syrynka. Nie było więc bezpośredniego zagrożenia przedostania się chemikaliów do wody. Do takiego wniosku doszedł inspektor Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, który razem z policją, strażą pożarną, także przedstawicielami Urzędu Gminy Lubomia uczestniczyli w wizji lokalnej przeprowadzonej tuż po odkryciu odpadów. Poprzednim razem ktoś wyrzucił więcej odpadów wyglądających jak resztki z warsztatu samochodowego blisko potoku. Groźba skażenia środowiska była realna, zwłaszcza, że z jednej z beczek sączyła się kleista maź. - Trzeba było działać szybko. Usunęliśmy odpady na własny koszt. Zapłaciliśmy 70 tys. zł. Wystąpiliśmy do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska o zwrot tej sumy, bo jest taka możliwość prawna i czekamy na decyzję - mówi Maria Fibic.
Byle nie umorzyć
Tym razem nie było problemów z ustaleniem właściciela terenu. Są nim PKP Polskie Linie Kolejowe. Do ich obowiązku należało zadbać o porządek. Potem PKP PLK będą mogły obciążyć kosztami sprawcę, o ile policji uda się go złapać. Poprzednio nie udało się i śledztwo umorzono. - Mówiłam policjantom, żeby tym razem nie umarzali, bo sprawca, którym podejrzewam jest ta sama osoba, poczuje się bezkarny – dodaje wicewójt.
Stertę pojemników zauważył mieszkaniec Bluszczowa spacerujący po okolicy z psem. Zaalarmował swój Urząd Gminy w Gorzycach sądząc, że odpady znajdują się na terenie tej gminy. Tamtejsi urzędnicy zawiadomili z kolei Lubomię, gdyż znalezisko co prawda znajdowało się na granicy obydwu gmin, ale już po stronie Lubomi.
Odpady pod hałdą
Nie tylko w gminie Lubomia ktoś pozbył się niebezpiecznych odpadów. 23 kwietnia w Gogołowej przy bocznej odnodze ulicy Jastrzębskiej, pod zrekultywowaną hałdą odkryto dzikie wysypisko śmieci. Nieznani sprawcy wyrzucili tu m.in. pojemniki po farbach i beczki z niebezpiecznymi substancjami. Sprawców szuka policja. Na szczęście straż pożarna z Wodzisławia, po dokonaniu pomiarów nie stwierdziła zagrożenia wybuchem oraz radiacyjnego. Ponadto w pobliżu porzuconych odpadów nie było cieków oraz ujęć wody. Również Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska w Katowicach po oględzinach w terenie nie stwierdził bezpośredniego zagrożenia dla środowiska naturalnego oraz ludzi.
Czekać do lata
Właścicielem terenu pod hałdą jest Agencja Nieruchomości Rolnych Oddział Terenowy w Opolu. Jej obowiązkiem będzie usunięcie odpadów. Agencja zdaje sobie sprawę z powinności. Ponieważ jednak usunięcie takiej ilości odpadów będzie kosztowne, ANR musi ogłosić przetarg i poprosiła gminę Mszana o termin do końca lipca. - Mamy nadzieję, że sprawca zostanie szybko złapany. Apeluję też do wszystkich mieszkańców, żeby zwracali uwagę na samochody jeżdżące w odludne miejsca. Prosimy o sygnały o takich zdarzeniach. Trzeba bezwzględnie walczyć z takim procederem - mówi wójt Mirosław Szymanek.
dalej nikt nie kontroluje firm gdzie dają swoje śmieci,bo fatalna ustawa smieciowa nic nie może firmy maja zawierać umowy indywidualnie,i masa firm ma to w nosie,podobnie jak straż miejska i policja,i tak będzie.śmieci masowo z różnych firm są wożone do smietnikow przy blokach