Wicedyrektor szpitala w Raciborzu: młodzi lekarze źle znoszą zgony na dyżurze [3 PYTANIA]
- Dla mnie najgorsza jest taka śmierć, jak człowiek się dusi, jakby był topielcem. Zgony walczących z covidem wyglądają identycznie - mówiła Elżbieta Wielgos - Karpińska chirurg z Gamowskiej, która zastępuje dyrektora naczelnego Ryszarda Rudnika. Odpowiadała na pytania radnych powiatowych z komisji zdrowia na majowym posiedzeniu tego gremium.
Czy wśród szczepionych w punktach szpitalnych (Gamowska i Wileńska) zdarzyły się przypadki poważnych problemów po podaniu szczepionek?
- Każdy może mieć odczyn poszczepienny. Dla przykładu powiem, że w grupie powyżej tysiąca zaszczepionych nauczycieli odnotowaliśmy jeden przypadek, który wymagał zgłoszenia do wojewódzkiego sanepidu. Miało to miejsce po podaniu szczepionki Pfizera. Nastąpił wstrząs. Pacjentka nie powiedziała wcześniej, że jest uczulona na wiele leków i dostała wstrząsu anafilaktycznego. Wszystko dobrze się skończyło. Trafiła do leczenia na oddziale zakaźnym, gdzie mamy łóżko dla silnych odczynów poszczepiennych.
Jaka jest skuteczność leczenia z użyciem respiratorów? Czy szpital w Raciborzu stosuje terapię ECMO?
- To jest terapia z użyciem urządzenia tzw. płuco-serca. Stosuje się je w placówkach, gdzie dokonuje się przeszczepów serca. Moglibyśmy je kupić do naszego szpitala, ale potrzebni są także specjaliści do obsługi takiego urządzenia. Wiem, że w prywatnej placówce dwóch raciborzan korzysta z ECMO i czeka na przeszczepy. To są młodzi ludzie, a dawcy są trudno dostępni. Covid-19 wywrócił naszą dotychczasową terapię oddechową. Z naszego doświadczenia, a to już ponad rok i 2 miesiące, lepiej rokują nam prowadzenie pacjentów na tzw. wysokoprzepływowych natleniaczach albo respiratoterpaia bez intubacji. Z ostatnich dwóch miesięcy udało nam się wyprowadzić z respiratora 4 osoby na 25 tak leczonych. To są młodzi ludzie, z niewydolnością wielonarządową, także wątroby i nerek. Jakoś wzięli się w sobie. Poprawiali się, poprawiali i wyszli z choroby. W tej fali pandemii mieliśmy na Gamowskiej bardzo dużo ludzi młodych z ciężko zaawansowaną chorobą płuc, szybko postępującą. Pacjent był na początku w dobrym stanie i nagle przestawał nam oddychać.
Jak personel lekarski radzi sobie z dużą liczbą zgonów, jaką odnotowano w raciborskiej lecznicy w tym roku (wicedyrektor podawała wcześniej, że statystyki zgonów na wiosnę osiągają poziom, które w ubiegłych latach notowano w Raciborzu dopiero w miesiącach jesiennych - przyp. red.)?
- Młodzi lekarze źle znoszą śmierć, a muszą zaakceptować śmierć na swoich dyżurach. Kiedy tych śmierci jest dużo, to jest bardzo trudno przejść nad tym na chłodno. Musieliśmy dawać lekarzom urlopy, żeby po prostu odpoczęli sobie. Szczególnie ten czas przeżywały panie. To było nawet 5 zgonów młodych ludzi w ciągu dyżuru. Ciężko się pogodzić z taką śmiercią. Pacjenci do nas trafiają bardzo późno, w 7 czy 10 dobie od wykrycia koronawirusa. Zmiany w płucach są wtedy już bardzo zaawansowane. Mieliśmy np. pacjenta 30-letniego z zapaleniem mięśnia sercowego i to szło u niego błyskawicznie. Zabrało go od nas Zabrze. Mamy w szpitalu schemat leczenia. Żeby zastosować lek rendisivir, nie może być on podawany pacjentowi w fazie zaawansowanych zmian, bo lek już nie zadziała. Pozostają wtedy sterydy. My o każdego walczymy do końca, starego czy młodego. Nie mamy standardu, że osoby w wieku powyżej 80 lat nie intubujemy. Dla mnie najgorsza śmierć to taka kiedy człowiek się dusi. Odchodzi jak topielec. Te zgony w covidzie wyglądają identycznie.
Ludzie
Chirurg, wicedyrektor medyczna szpitala w Raciborzu
Szanowni dyrektorzy tej placówki, - kiedy otworzy się poradnia chorób płuc, kiedy lekarze pulmunolodzy zaczną nas dalej leczyć? Lekarze POZ narzekają na pacjentów z chorobami oddechowymi, odsyłają do specjalisty którego nie ma w poradni. Nie ma chyba znaczenia który wirus zabije mającego problemy oddechowe.