Pomimo wielu wad jest tu przyszłość – mówi o szpitalu w Rybniku jego nowy dyrektor [WYWIAD]
O remoncie porodówki, przywróceniu działalności interny oraz prawdziwych przyczynach problemów finansowych szpitali rozmawiamy z dr Jarosławem Madowiczem, dyrektorem Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku.
- Ostatnie lata szpitala w Rybniku to pożar za pożarem. Konflikty dyrekcji z częścią załogi, odejścia lekarzy, zawieszanie oddziałów, a to wszystko w czasie pandemii. Podążając tą metaforą... Czy pan jest strażakiem, który upora się z tym ogniem?
- Trudno mi się odnieść do tego, co było kiedyś, bo mnie tu nie było. Pracowałem w innej placówce, w szpitalu jednoimiennym. W okresie pandemii naprawdę mieliśmy co robić i nie śledziłem tego, co działo się w Rybniku. Z doniesień prasowych wiedziałem o problemach szpitala w Rybniku, ale nie znałem szczegółów. Jestem tutaj od miesiąca, staram się dowiedzieć wielu rzeczy i wyjaśnić pewne sytuacje. Nie chcę powiedzieć, że udaje mi się to wszystko, bo na to byłoby za wcześnie, ale jesteśmy na dobrej drodze. Otworzyliśmy przestrzenie do rozmowy ze środowiskiem lekarzy, które z jednej strony odeszło, a które z drugiej strony jest nam tu niezbędnie potrzebne. Myślę tutaj o zakresie interny oraz neonatologii, bo to są największe punkty zapalne, ale rozmawiam również ze specjalistą z zakresu nefrologii, bo ten obszar również wymaga uzupełnienia. Na tym najbardziej się skupiamy, bo jest to najistotniejsze dla funkcjonowania szpitala i życia mieszkańców regionu.
Bardzo zależy mi na tym, żeby mieszkanki Rybnika i powiatu rybnickiego mogły tu rodzić dzieci, żeby dzieci miały wpisane to w akcie urodzenia. Dlatego zrobię wszystko, żeby uruchomić oddział neonatologiczny, ale on musi funkcjonować bezpiecznie. To nastąpi małymi krokami, zaczniemy od minimum kadry.
- To minimum, o którym pan mówi, to...
- Musi być co najmniej jeden specjalista na dyżurze. Nie może być tak, że jeden specjalista kończy dyżur, drugi dojeżdża, a między dyżurami są dwie godziny różnicy. To musi iść albo na zakładkę, albo na styk. To jest priorytet. Póki tego nie uda nam się spiąć, to ten oddział nie ruszy.
- Ilu specjalistów neonatologii brakuje?
- Mamy pewną grupę neonatologów, ale nie jesteśmy w stanie spiąć w 100% zabezpieczenia. Brakuje nam przede wszystkim ordynatora. O ile lekarzy dyżurnych jesteśmy w stanie zaprosić do współpracy, to brakuje nam osoby, która jest liderem tego oddziału, a także kogoś, kto tego ordynatora też wesprze (ordynator oprócz udzielania świadczeń zdrowotnych ma też pracę administracyjną do wykonania).
- Czy można powiedzieć, kiedy ten oddział wróci do normalnej działalności czy jest na to za wcześnie?
- Jest wiele zależności, które ważą na decyzjach lekarzy. Oni mają swoje zobowiązania, zarówno zawodowe (np. trzymiesięczny okres wypowiedzenia), jak i osobiste. Czekamy, żeby lekarze poukładali swoje sprawy. Póki co, nikt nie powiedział "nie", ale też nikt nie powiedział "tak, już, dzisiaj". Rozmowy trwają, nie składamy broni. Trzeba też zwrócić uwagę na to, że akurat w tej dyscyplinie, jaką jest neonatologia, jest bardzo niewielu specjalistów. To jest główna przyczyna tych problemów. Przez lata nie kształcono wystarczającej liczby specjalistów w tej specjalizacji.
- Czyli to problem systemowy. Będzie tak jak z chirurgami? Ktoś przyjdzie do Rybnika, ale będzie go brakować w poprzednim miejscu pracy?
- Może tak być, choć niekoniecznie. Potrzebujemy dwóch specjalistów na etat i ruszamy. Nie chodzi tutaj o finanse, bo jesteśmy skłonni przychylić się do oczekiwań takiego ordynatora, aby zapewnić mu godne warunki pracy, ale póki co prowadzimy intensywne rozmowy ze specjalistami.
- Przejrzałem ogłoszenia o pracę z ostatniego miesiąca. Oprócz ordynatora neonatologii jest jeszcze lekarz na SOR, nefrolog, chirurg naczyniowy, pediatra, ginekolog. Sporo. Czy to jest tak, że w tych pozostałych dziedzinach ledwo wiążecie koniec z końcem i za chwilę okaże się, że trzeba zawieszać kolejne oddziały?
- Nie jest tak źle, jakby się mogło wydawać. Wiele z tych ogłoszeń ma charakter cykliczny. Formalnie wygląda to tak, że kontrakty zawieramy na rok - maksymalnie dwa lata. Gdy taka umowa się kończy, musimy rozpisać nowy konkurs.
- Czyli pojawienie się takiego ogłoszenia nie jest równoznaczne z odejściem jakiegoś lekarza?
- Nie, konkurs musi być ogłoszony. Z reguły w jego wyniku zatrudniamy tego samego lekarza, któremu skończyła się umowa. Oczywiście, w całym pakiecie ogłoszeń zdarzy się również takie, które ma związek z odejściem lekarza, ale w dużej części mamy do czynienia z kontynuacją.
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu