Warto oczyścić swoje sumienie za 150 zł
Wywiad z Małgorzatą Malik–Kęsicką (na zdj.) nową kierownik Schroniska dla bezdomnych zwierząt w Raciborzu
Czuje potrzeby zwierząt, jak nikt inny. Dlatego, pomimo że decyzja podjęcia pracy w raciborskim schronisku była niezwykle trudna, któż lepiej jak nie inspektor Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt i wieloletnia wolontariuszka może wiedzieć lepiej, jak pomagać bezpańskim czworonogom. O to czym kierowała się, decydując się od 1 stycznia br. podjąć funkcję kierownik Schroniska dla bezdomnych zwierząt w Raciborzu, zapytałam Małgorzatę Malik–Kęsicką.
– Kiedyś wspominała Pani, że jest gotowa na pracę w schronisku.
– Kiedyś rzeczywiście to rozważałam. Potem stwierdziłam, że absolutnie nie chcę pracować w schronisku, bo to trudne dla kochającego zwierzęta człowieka, widzieć na co dzień tyle bezdomnych, porzuconych czworonogów. Jako inspektor OTOZ zawsze mogłam sobie powiedzieć: zostaję w domu, nie idę, mam jeden dzień wolny, nie muszę dziś na to patrzeć – teraz nie mogę. W jedną noc postanowiłam złożyć CV. Sama jestem zaskoczona swoją decyzją. W jej podjęciu wspierały mnie koleżanki z OTOZ: – Nadajesz się, zdecyduj się, będziemy mieli lepszą współpracę. Czuję niesamowity ciężar, tyle jest oczekiwań, otrzymałam dużo serdecznej korespondencji od ludzi, którzy mówią że będą mnie wspierać, że popierają moją decyzję. Owocna była też rozmowa z prezesem Przedsiębiorstwa Komunalnego, który wie, że będzie miał schronisko w dobrych rękach.
– Czy obowiązki kierownika schroniska nie będą kolidowały z działalnością w OTOZ?
– Nadal jestem inspektorką towarzystwa, to nie zawód, to misja. Uczestniczę więc w rozmowach adopcyjnych. Chciałabym też podszkolić moją załogę, aby patrzyli i słuchali komu oddawany jest piesek. Teraz ma on kojec, pełną miskę, wodę, ale musi mieć lepiej – nie może mieć gorzej. Pracownicy znają mnie, bo nie jestem nowa. Od trzech lat pomagam w schronisku, z którym związałam się przed trzema laty, po adopcji mojego kocura. Nie jest to praca, jak każda, zwłaszcza jeżeli kocha się i samemu ma się zwierzęta. Za każdym razem, gdy idąc do domu, zostawiam te bidule, widzę moje wylegujące się na kanapach, wypasione i rozleniwione zwierzaki. W schronisku zwierzęta nie są głodne, ale brakuje im człowieka, którego nie zastąpi żadna pełna miska.
– Rozpoczęła pani pracę w niełatwym momencie dla schroniska.
– Zima to najtrudniejszy okres zarówno dla zwierząt, jak i pracowników. Karmienie, pojenie to nieustanna praca, trzeba zbijać lód i dodawać letniej wody. Budy zabezpieczyliśmy sianem i słomą, które stanowią najlepszą izolację, szczególnie dla najbardziej cierpiących zwierząt z krótką sierścią. Starszym psom porcjujemy, podgrzewamy i dajemy dwa razy mokrą karmę, aby za szybko nie zamarzła. To również dla pracowników ogromny wysiłek. Nie można nieustannie pracować na mrozie. Do tej pory jednak nie mieliśmy strat spowodowanych zimnem. Codziennie gdy idziemy do pracy myślimy, aby rano zastać nasze staruszki. Schronisko nigdy nie jest ładnym miejscem, zimą wygląda jeszcze mniej ciekawie. Dodatkowo jesteśmy w trakcie budowy kanalizacji. Dlatego wszyscy, łącznie ze zwierzętami czekamy na wiosnę. Myślę, że wtedy wszystko ruszy i schronisko wizualnie będzie coraz ładniejsze.
– Czy zamierza Pani bardziej otworzyć się i promować schronisko na zewnątrz?
– Naturalnie. Liczę na raciborzan, na ich pomocną dłoń. Na całym świecie nie ma schroniska, które nie jest uzależnione od wsparcia i empatii mieszkańców. Nie będziemy się ukrywać, będziemy mówić o naszych planach, inwestycjach, o tym czego nam potrzeba. Sama prowadzę dom tymczasowy i nadzoruję kilka w Raciborzu, które czasem objeżdżałam przez cały dzień. Kończyłam późnym popołudniem, parkowałam auto na zielonej ulicy, wyłączałam silnik i odpoczywałam przed wejściem do mojego domu, gdzie znów czekały zwierzęta. Przy tej okazji obserwowałam ulice miasta, na których pojawiało się bardzo wielu mieszkańców z psami. Zastanawiałam się czy wiedzą, że na Komunalnej 9 jest schronisko. Nie można kochać tylko swojego psa, może więc warto czegoś sobie odmówić, aby wspomóc innego, bezdomnego czworonoga. Liczy się każda złotówka, każda puszka karmy. Do nas trafiają również pieski właścicielskie, które zerwą się ze smyczy czy uciekną z posesji. Czy nie warto wtedy wiedzieć, że są w dobrych rękach? To jest nasze schronisko, tak jak nasz jest Rynek, czy ratusz, a jednocześnie miejsce to powinno być wizytówką naszych serc. Jestem pewna, że urząd miasta będzie wspierał nas w działaniu, podobnie jak mój szef w PK. Przez lata raczej łatano niż inwestowano w schronisko, teraz trzeba trochę więcej na nie wyłożyć.
Pragnę też podziękować darczyńcom za ubiegły rok. Szkoły, przedszkola oraz osoby prywatne robiły zbiórki karm i kocyków. Mogę zapewnić, że nadal trwać będzie współpraca z OTOZ, które zbiera datki na zakup najpotrzebniejszych rzeczy. Nasze inspektorki natomiast prowadzą niekończące się rozmowy adopcyjne, dzięki którym udało się oddać wiele zwierząt w dobre ręce.
– Jakie ma Pani plany na ten rok?
– Najważniejsze, aby szczenięta miały swoje pomieszczenie na kwarantannę, a także pokój dzienny. Obecnie mamy ok. 90 psów. Te, które do nas trafiają nie zawsze są zdrowe, często zaniedbane. Szczeniakowi w momencie porzucenia spada odporność, dlatego musi mieć ciepłe miejsce, zdala od innych, chorych i starszych zwierząt. Będę chciała zwrócić się do mieszkańców o pomoc przy zakupie materiałów, czy też bezpośrednio przy przygotowywaniu takiego pomieszczenia. Może znajdzie się „złota rączka”, która nas wesprze. Marzyłaby się nam mata grzewcza dla zwierząt po różnego rodzaju operacjach. To luksus, ale dlaczego go nie mieć skoro jest bardzo przydatny. Czasami ma się wielkie plany, ale trzeba zacząć od tego, co najpotrzebniejsze. Dlatego, oprócz pomieszczenia dla szczeniaków, chciałabym wymienić wszystkie budy dla psów na kwarantannie.
– A co z kociarnią?
– Mamy siedem kotów, z tego jedna koteczka na kwarantannie, a sześć w sali głównej. Obecnie remontujemy główną kociarnię, kładziona jest tam ceramika, aby łatwiej utrzymać czystość. Powstanie też izolatka z ośmioma klatkami. Każdy kot, który do nas trafia z interwencji musi przejść kwarantannę, zostać zaszczepiony i dopiero wtedy może dołączyć do grupy. W Raciborzu mamy dużo kotów bezpańskich i właścicielskich, wysypy wiosenne i jesienne są katastrofalne. Chciałabym zaapelować do odpowiedzialności właścicieli kotów, żeby sterylizowali i kastrowali zwierzęta. Nie jest rozwiązaniem rozmnażać bezdomność. Wyjściem też nie jest schronisko, przeznaczone dla bezdomnych, porzuconych zwierząt, a nie dla produkcji kociąt. Osoby, które nie sterylizują mruczków z góry planują porzucenie ok. 12 kociąt w roku. To nic innego, jak planowana bezdomność. Jako ludzie powinniśmy to przemyśleć. Sterylizacja kotki kosztuje ok. 130 – 150 zł, a kocura ok. 90 zł. To jednorazowy wydatek, za który może warto oczyścić swoje sumienie.
– Pomaganie zwierzętom stało się Pani sposobem na życie.
– Czasami ludzie pytają mnie dlaczego to robię. Nie mam na to odpowiedzi. Był czas, że udzielałam się dla dzieci i młodzieży, teraz są zwierzęta, co nie oznacza, że ludzie są mi obojętni. Nie przeszłabym obok człowieka, który jest potrzebujący. Ważne jest, że się komukolwiek pomaga. Życie spędzone na zaspakajaniu tylko własnych potrzeb jest ubogie. Nie widzę sensu umierania w bieliźnie Calvina Kleina. Człowiek dostał coś dobrego od innych ludzi, a to dług, który trzeba spłacić. W moim życiu też doświadczyłam takiej pomoc i staram się ją odwzajemnić. Ewa Osiecka
Podaruj 1 proc. podatku na OTOZ „Animals” Inspektorat Racibórz KRS 0000069730 lub pomóż pomagać wpłacając datki na konto Banku BGŻ BNP Paribas 80 2030 0045 1110 0000 0394 6080.