Przypięli go pasami i podali końską dawkę leków. Bo rozmawiał przez telefon
Pan Janusz mieszka w Raciborzu. Przeprowadził się do nas z większego miasta. To miły człowiek, przed pięćdziesiątką. Cierpi na zaburzenia psychiczne, dlatego zgłosił się do Państwowego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Rybniku. Zawierzył swoje zdrowie lekarzom, podpisał wszystkie zgody i dobrowolnie poddał się leczeniu. Wkrótce na własnej skórze przekonał się, że w negatywnych opiniach na temat rybnickiego szpitala kryje się ziarno prawdy. Za rozmowę przez telefon został przypięty pasami do łóżka. Podano mu końską dawkę leków. – Na drugi dzień nie było już z kim rozmawiać – powiedziała nam jego przyjaciółka, pani Katarzyna.
Jest 6 lutego 2018 r. Pan Janusz przebywa na oddziale XVIIIa, czyli psychiatrii ogólnej. Ciszę nocną przerywają jedynie dobiegające z dyżurki śmiechy personelu medycznego. I pan Janusz, który przez telefon rozmawia z przyjaciółką. W ten sposób próbuje skrócić oczekiwanie na sen, który jak zwykle nie przychodzi. Z powodu bezsenności nie śpi też sąsiad pana Janusza. Otwierają się drzwi do pokoju, lekarka dyżurna tonem nieznoszącym sprzeciwu wydaje polecenie zakończenia rozmowy. Pan Janusz tłumaczy, że rozmawia z bliską osobą, że to mu pomaga, obiecuje ściszyć głos. Lekarka nie akceptuje takiej odpowiedzi. Jest agresywna. Z równowagi wyprowadza ją zdanie, że personel medyczny nie może odebrać telefonu panu Januszowi, bo to jego własność. Pacjent nie przypuszczał, że wypowiadając te słowa ściąga na siebie gwałtowną reakcję: przypięcie pasami do łóżka i podanie końskiej dawki leków. Po wszystkim leży bezwładnie. Traci kontrolę nad własnym ciałem. Jego ubrania nasiąkają moczem, który oddaje bezwiednie.
Przyjaciółka wszystko słyszała
Wymianie zdań pacjenta i lekarza przysłuchuje się pani Katarzyna, jego przyjaciółka. Do momentu rozłączenia rozmowy zdążyła się zorientować, kto ponosi winę za zaistniałą sytuację. – Gdybym tego nie słyszała, to mogłabym mu nie uwierzyć, bo on jest chory. Ale ja to wszystko słyszałam. W gronie obsługi tego szpitala jest osoba agresywna, która swoim zachowaniem prowokuje pacjentów – mówi nam, kiedy odwiedza redakcję „Nowin Raciborskich”.
Na drugi dzień pacjent ponownie kontaktuje się ze swoją przyjaciółką, ale rozmowa jest niespójna. – Dali mu tyle leków, że nie było już z kim mówić – relacjonuje pani Katarzyna. Kobieta podjęła starania o wydostanie pana Janusza ze szpitala. Obawia się, że dłuższy pobyt w Rybniku mógłby skończyć się dla niego tragicznie.
Czy mieli do tego prawo?
Postanawiamy skonsultować tę sprawę z Rzecznikiem Praw Pacjenta. Opisujemy całe zajście i wysyłamy wiadomość. Wkrótce otrzymujemy opinię. – Każdy pacjent, niezależnie czy przebywa w szpitalu psychiatrycznym czy w innej placówce medycznej udzielającej świadczeń zdrowotnych całodobowo, ma prawo do kontaktu osobistego, telefonicznego oraz korespondencyjnego z wybranymi przez siebie osobami – wskazuje Bartłomiej Chmielowiec, Rzecznik Praw Pacjenta. Zaznacza, że prawo to może zostać ograniczone, gdy w grę wchodzi zagrożenie epidemiologiczne, zagrożone jest bezpieczeństwo zdrowotne pacjentów oraz ze względu na możliwości organizacyjne szpitala. Jeśli regulamin określa godziny obowiązywania ciszy nocnej, to pacjenci powinni się do niego stosować. Niestosowanie się do regulaminu może skutkować „podjęciem stosownych działań” przez personel szpitala, z wypisem ze szpitala włącznie.
Nasuwa się pytanie, czy użycie środków przymusu bezpośredniego w stosunku do pacjenta, który rozmawia przez telefon po godz. 22.00, mieści się w ramach „stosownych działań”? Rzecznik wskazuje, że okoliczności zezwalające na użycie środków przymusu bezpośredniego są wyszczególnione w Ustawie o ochronie zdrowia psychicznego. Można się do nich uciec tylko wówczas, gdy zachowanie pacjenta:
- zagraża jego życiu lub zdrowiu (lub innych osób)/bezpieczeństwu powszechnemu,
- objawia się niszczeniem przedmiotów w jego otoczeniu,
- poważnie zakłóca lub uniemożliwia funkcjonowanie zakładu leczniczego.
Następnym razem wybierzemy oddział VIII, IX albo X !!!!!!
A dlaczego autor artykułu nie podał nazwiska tej "agresywnej lekarki"? A może to wszystko kłamstwo i autor, ale też Pan Janusz i Pani Katarzyna obawiali się procesu jaki ta "agresywna lekarka" mogłaby wytoczyć? Coś mi tu mocno śmierdzi............
bobo123 - od zawsze! Racibórz jest prawdziwym miastem sam z siebie, bez przyłączania górniczych miejscowiości z całej okolicy. Popatrz sobie na zdjęcia satelitarne to ujrzysz prawdę a nie rybnicką propagandę. Nawet dziś w Rybniku pięć chałup od rynku wypasają się kury i hajcuje się śmieciami, a po drogach miejskich przepędza się rogaciznę.
ty też powinieneś mieć tam łóżko aż nauczysz sie czytać ze zrozumieniem
"Przeprowadził się do nas z większego miasta"
Od kiedy Racibórz jest większy od Rybnika ???
To w tym szpitalu, latami trzymali człowieka?- Niedawno była ta sprawa nagłaśniana w mediach ogólnokrajowych.
Do telewizji z tym !