Pomnik przyrody okazał się niebezpieczny
Jeden z marklowickich pomników przyrody nie wytrzymał próby czasu. Ponad 240-letni dąb szypułkowy runął na ziemię, niszcząc przy tym dwa samochody, garaż i wiatę.
W 2004 r. radni podjęli uchwałę o objęciu ochroną dwóch dębów szypułkowych rosnących na terenie gminy. Ponad 200–letnie okazy można było podziwiać przy ul. Dębowej i ul. Mroza. Jedno z drzew nie wytrzymało próby czasu i runęło na ziemię.
Stare drzewo i duże straty
14 sierpnia wodzisławscy strażacy zostali wezwani na ul. Mroza w Marklowicach. Przewrócił się tam ponad 240-letni dąb szypułkowy, który przed 14 laty decyzją rady gminy stał się pomnikiem przyrody. – Drzewo spadło na znajdujące się w pobliżu garaż i wiatę. Przygniotło i zniszczyło renault lagunę oraz uszkodziło karoserię Fiata 126p – mówi Czesław Honisz w Powiatowej Straży Pożarnej w Wodzisławiu Śl. W pobliżu na szczęście nikogo nie było. Jak wstępnie ustalono, przyczyną przewrócenia się drzewa była jego korozja biologiczna.
Gminy nie dbają o pomniki przyrody
Odpowiedzialność za ochronę przyrody, a tym samym za cenne przyrodniczo obszary i obiekty, spoczywa na gminach z mocy ustawy o ochronie przyrody. Na początku lipca Najwyższa Izba Kontroli (NIK) opublikowała raport dotyczący ochrony cennych przyrodniczo obiektów. Kontrolerzy mówią wprost: w Polsce nie dbamy o pomniki przyrody. Wielu włodarzy polskich miast w ogóle nie interesuje się tym zagadnieniem. Prawie połowa skontrolowanych gmin nie dba o ich odpowiednie zabezpieczenie i oznakowanie. Brakuje nie tylko rzetelnego podejścia do problemu ochrony zabytków przyrody, ale w ogóle jakiejkolwiek troski w tym zakresie. Okresowe (przynajmniej raz w roku na wiosnę) przeglądy stanu obiektów chronionych i określania potrzeb w zakresie ich pielęgnacji przeprowadzano zaledwie w 17% skontrolowanych gminach.
Kilka lat temu dąb wydawał się zdrowy
Jak na tle raportu NIK–u wypadają więc Marklowice, skoro jeden z ich dwóch pomników przyrody już nie istnieje?
Zastępca wójta Piotr Galus tłumaczy, że marklowickim pomnikom przyrody niczego nie brakuje. – Kilka lat temu wykonaliśmy na drzewach cięcia pielęgnacyjne oraz dokonano przeglądu ich stanu – mówi. Dodaje, że powalony dąb przy ul. Mroza nie wykazywał dotąd żadnych objawów chorobowych. – Drzewo wydawało się zdrowe. Miało bogate przyrosty. Ale rosło na terenie podmokłym i poddawanym ciągłym ruchom związanym z eksploatacją górniczą. Być może to miało wypływ na jego przewrócenie się – dodaje Galus. Wygląda więc na to, że gdyby ostatni przegląd wykonano wiosną, a nie kilka lat temu, to udałoby się wcześniej ocenić kiepski stan drzewa i go albo zabezpieczyć, albo bezpiecznie usunąć.
(juk)