Rameta: wszystkie ręce na pokład
Poważne problemy związane z chudszym portfelem zamówień przeżywa spółdzielnia meblarska Rameta. Wycofuje się klient, dla którego produkowano większość mebli. Prezes Stefan Fichna pracuje z załogą nad wyjściem z kryzysu.
Trzech nowych klientów
Rozpoczęto starania o pozyskanie nowych klientów w miejsce francuskiego odbiorcy. Rameta wystawiła się na branżowych targach, rozsyłano oferty, proszono partnerów o rekomendacje i pomoc w nawiązywaniu kontaktów biznesowych. Te działania przyniosły skutek. Nawiązano współpracę z trzema nowymi klientami. Największy z nich pojawił się w ubiegłym tygodniu. To kupiec z dużej sieci austriackiej. Wybrał już asortyment i do dwóch miesięcy ruszy wysyłka produkcji. – Jeszcze w październiku będziemy kończyli zamówienia dla Francji, a od listopada możemy pracować dla Austriaków – zapowiada S. Fichna. Dwa kolejne rynki to Włochy oraz kraje Beneluxu. – Już produkujemy dla tych klientów. We wrześniu trafią tam z Raciborza pierwsze dostawy. Fichna przewiduje, że nowe kontrakty zapełnią dziurę po Francuzach w połowie. – Na początek nie będzie źle. Austriacy dają nam także perspektywę dostaw na rynek czeski, słowacki i węgierski – wylicza.
Nowe filary
Priorytetem jest ochronić załogę fabryki przed redukcjami z powodu braku zamówień. – Nastroje w pracy uległy poprawie. – Strach panował, ale co najgorsze mamy już za sobą. Pojawiły się całkowicie nieuzasadnione głosy o rzekomej upadłości, którym to głosom muszę kategorycznie zaprzeczyć. Zarząd Ramety dzięki wdrażanemu programowi naprawczemu i pozyskaniu nowych klientów już wkrótce przewiduje wzrost obrotów. Wrzesień to dobry czas dla producentów mebli. Powinniśmy się obronić w tej trudnej sytuacji. Wspólnie z zastępcami i radą nadzorczą pracuję nad tym. Nie ma szans bym złożył broń – podkreśla Stefan Fichna. Prezes dostrzegł zrozumienie w oczach zatrudnionych w Ramecie ludzi. Wierzą, że choć trzeba trochę „pocierpieć” to sytuacja się poprawi, bo nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. – Znajdziemy w miejsce jednego dużego klienta kilku mniejszych i staniemy na paru filarach – prognozuje szef zarządu fabryki.
Potrzebne są teraz „wszystkie ręce na pokład”. – Rozmawiamy, pytamy czy wszyscy tego chcą, bo trzeba być cierpliwym. Nie każdy jest tego pewien, żeby zacisnąć pasa. Ja wierzę, że w parę miesięcy sytuacja się poprawi, bo mamy plan i go realizujemy – mówi nam prezes.
Z liczącego jeszcze wiosną 400 osób zakładu odeszła w ostatnim czasie część pracowników. Teraz zatrudnienie wynosi 380 osób. Nowe zamówienia oznaczają, że w Ramecie rozglądają się za nowymi tapicerami i szwaczkami. Mało tego, w krótkiej perspektywie czasu nosimy się z zamiarem zwiększenia wynagrodzeń, żeby zmotywować załogę, która powinna sprostać rosnącej ilości zamówień. Jednocześnie w dalszej perspektywie liczymy się z koniecznością naboru nowych pracowników. Trzeba dopasować możliwości zakładu do potrzeb rynku. Fichna wyjaśnia, że nie można produkować wszystkiego na rympał, tylko dowiedzieć się jakie produkty wycofać z produkcji. – „Prześwietlamy” nasz asortyment – zaznacza. Obecnie prowadzone są bardzo zaawansowane rozmowy z inwestorem krajowym, którego danych jeszcze ujawnić nie mogę. Jego zaangażowanie finansowe pozwoli na realizację stale zwiększających się zamówień.
I co tam słychać na dzień dzisiejszy w Ramecie? Ponoć nie ciekawie i koniec zakładu jest bardzo bliski. Pani poseł coś wie czy po wyborach juz nie ma tematu? Szkoda ludzi, szkoda takiego zakładu
Zmuszanie niepelnosprawnych do zwalniania się to polityka firmy wstyd tak się nie robi Tw
Mydlenie oczu zawsze było na granicy opłacalności gdyby nie dotacje PEFRON to już dawno by leżeli.
Zyski rosły 40% rocznie, a płaca w Ramecie to najniższa krajowa, wyzysk pracownika i nic więcej...
Caracale, Opel, teraz odbija sie na RAMECIE. Wstajemy z kolan ale padamy na pysk.
Brakuje sklepu firmowego bezpośredniego ramety tak żeby indywidualny klient mógł u nich kupować, na pewno wyszło by im to na dobre, tym bardziej jak Czesi teraz u nas wykupuje wszystko...