Ale się rozlało! Czyli kryptonim „Smoła”
Beno Benczew przedstawia: Tajny Współpracownik Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Kazik” informował w lipcu 1988 o poważnej awarii w ZEW im. 1 Maja w Raciborzu. Sprawę uznano za istotną i wszczęto tajne działania. Starszy sierżant Jerzy Sajewicz podjął pierwsze czynności w celu sprawdzenia informacji i wykorzystania ich do celów SB.
Wróg u bram
Czas leciał, minął wrzesień, minął październik a więc wyznaczony termin zakończenia SOS „Smoła”. Z nieznanych przyczyn sprawy nie zamknięto. Zmienił się prowadzący, po inspektorze Sajewiczu przejął ją w październiku 1988 roku plutonowy Janusz Szot. W tym czasie władza przygotowywała się już do transformacji ustrojowej, w kraju zbliżał się kolejny wybuch społeczny. Jego widomymi znakami były strajki w maju i sierpniu 1988 roku. Nawet w Raciborzu aktywność społeczna wzrosła. Działała grupa górników z okolicznych kopalń, mieszkańców Raciborza, którzy stali się dla władzy niebezpieczni. Przy ul. Słowackiego w mieszkaniu państwa Golców mieściła się jedna z podziemnych drukarni, tu drukowano numery SPiS („Słowem, Prawdą i Solidarnością”) międzyzakładowego pisma NSZZ „Solidarność” Jastrzębie. Górnicy powołali też grupę Konfederacji Polski Niepodległej i wydali dwa numery „Konfederata Śląskiego”. Na Ostrogu młodzież wydawała „Tęczę” i liczne ulotki, kolportowane nie tylko w raciborskich szkołach. Do miasta docierali kurierzy i kolporterzy podziemnych wydawnictw oraz liczący się w regionie działacze Danuta Skorenko, Teresa Brodzka, czy Marek Żelazny z Solidarności Walczącej. SB znów miała ręce pełne roboty.
Winnych ukarać?
Do „Smoły” powrócono w kwietniu 1989 roku i to tylko, by uzupełnić dokumentację i odesłać ją na półkę w archiwum MSW w Katowicach. Inspektor SB w Raciborzu Janusz Szot dokonał ponownej analizy materiałów. Powtórzył znane już fakty i ostatecznie zamknął sprawę na początku kwietnia 1989 r. Nadzorujący działania SB mjr Trojanowski konsultował się z por. Kwiecińskim z wydziału V-1, uznano, że materiały zebrane w Raciborzu posłużą SB w Zabrzu. Sprawę przesłano także do wydziału w Katowicach, ale ten nie raczył nawet odpowiedzieć kolegom z Raciborza. Dlatego mjr Trojanowski polecił przesłać dokumenty do wydziału śledczego WUSW w Katowicach, by ten ocenił możliwości założenia sprawy karnej, która prawdopodobnie jednak nie została wszczęta.
System nadal działa
Wydział V-1 SB nadzorował i kontrolował gospodarkę PRL, a powyższy przykład dobrze ilustruje próby monitorowania przez komunistyczne służby niemal wszystkich sfer życia w państwie. W tym czasie z góry skazane już na niepowodzenie. Nawet taki incydent jak wyciek smoły w jednym z zakładów staje się impulsem do działań elitarnych i wyspecjalizowanych formacji przeznaczonych do zwalczania przeciwników władzy. Cała sprawa wygenerowała niemałe koszty przy mizernym efekcie dla SB. Co prawda zaznaczono swoją obecność i nawet wysokiej rangi członkowie PZPR musieli się wciąż liczyć z tym, że podlegają niewidzialnej kontroli. Zadziałał także system pozyskiwania informacji, sieć uplasowanych Osobowych Źródeł Informacji funkcjonował, w SOS „Smoła” skorzystano z pomocy jednego TW oraz sześciu KS (Kontaktów Służbowych). Z drugiej strony załogi w małych ośrodkach nie były skore do upominania się o swoje prawa. Dominowała obojętność, brak wiary w pozytywne zmiany, a niemała grupa pracowników stanowiła zaplecze komunistów. Inni zatrudnieni, nie mniej liczni, pod wpływem propagandy wprost wspierali ustrój. Trudno było sobie wyobrazić, by dołączyli do strajkujących robotników walczących o podstawowe prawa obywatelskie i związkowe. W tej sytuacji nawet mała awaria była dobrym pretekstem dla funkcjonariuszy SB, by przypomnieć o swoim istnieniu i pokazać, że nadal są niezbędni i skuteczni. Niemniej, niezauważenie system miał się ku końcowi… nadchodziły zmiany.
Bone Bondczewski