Poważny problem z przepływem informacji o zakażeniach
O tym, jak ważny jest błyskawiczny przekaz informacji na temat koronawirusa, nikogo przekonywać nie trzeba. Okazuje się jednak, że kuleje on między różnymi podmiotami, nie tylko na linii Sanepid-mieszkańcy.
POWIAT Tradycją już się stało, że podczas sesji rady powiatu wodzisławskiego omawiana jest sytuacja epidemiologiczna związana z pandemią koronawirusa w naszym regionie. Tak było również w trakcie sierpniowego posiedzenia radnych, gdzie pojawiły się pytania dotyczące problemu w przepływie informacji na linii Sanepid-mieszkańcy.
Radna Danuta Maćkowska przedstawiła sytuację, która wydarzyła się na początku czerwca. – Córka jednej z mieszkanek Rydułtów miała pozytywny wynik na obecność koronawirusa. Natomiast informacje o kwarantannie mieszkanka otrzymała w połowie lipca. Jaki jest sens przekazywania takich informacji po tak długim okresie? Przez ten czas ta mieszkanka mogła pół Rydułtów pozarażać – mówił radna Maćkowska, pytając jednocześnie o przyczyny zaistniałej sytuacji. – Co tutaj zawiniło? Ogrom pracy, który Sanepid wykonuje, czy jest jakaś inna przyczyna? – dopytywała.
Do sprawy odniosła się kierownik sekcji higieny pracy w Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej (PSSE) w Wodzisławiu Śl. Beata Brawańska. Wyjaśniała, że jeżeli informacja o wyniku dodatnim wpłynie do Sanepidu, to nie ma możliwości, żeby przez miesiąc nikt nie zrobił wywiadu z rodziną i nie wydał decyzji o kwarantannie. – Są jednak osoby, które np. wymazują się prywatnie i nas o tym nie informują. W takim wypadku nie mamy możliwości działania – mówiła pani kierownik. Poinformowała również o problemach w przepływie informacji ze strony cieszyńskiego szpitala. Zauważyła, że jeżeli mieszkańcy wymazywali się w tej placówce i mieli pozytywny wynik, to jej pracownicy wpisywali ich do systemu EWP (ewidencja osób przebywających na kwarantannie), ale nie podawali wodzisławskiej stacji żadnych informacji o tych osobach. Okazuje się, że problem był również z przesiewowymi badaniami wśród górników. – Kopalnia wymazała np. 600 osób. Listy z osobami zakażonymi przyszły do nas po tygodniu i to bez numerów telefonu do nich. Było też wiele pomyłek przy tych badaniach. Dostawaliśmy np. informacje o wyniku dodatnim osoby, dzwoniliśmy do niej, a ona nas informowała, że w badaniach nie brała udziału, bo np. była na urlopie – mówiła Beata Brawańska.
Kierownik wodzisławskiego PSSE podkreśliła, że kuleje przede wszystkim przepływ informacji między różnymi podmiotami. – Jeżeli osoby były docierne i zdołały się do nas dodzwonić lub napisały maila z informacją, że one lub osoby z ich gospodarstwa domowego mają pozytywny wynik na obecność koronawirusa, to wówczas byliśmy w stanie zareagować – zauważyła.(juk)