Prezes dyktował, ludzi zwalniano. Ciąg dalszy rozprawy sądowej w sprawie byłych pracowników Ramety
Przed sądem w lutym złożyła zeznania Teresa Wyrostek kierująca działem kadr i płac spółdzielni Rameta, była członkini jej rady nadzorczej, długoletni pracownik fabryki.
Sędzia Monika Mańka pytała ją o szczegóły procesu zwalniania pracowników Ramety w 2019 roku, w tym w trybie dyscyplinarnym. Kadrowa relacjonowała, że do swego gabinetu wezwał ją ówczesny prezes Stefan Fichna i podyktował jej przyczyny wypowiedzeń dla członków załogi. Zrobił to w obecności dwóch członków zarządu – Marka Wyrostka i Aleksandry Mikoś. Ponadto prezes podał jej wykaz osób do zwolnienia. Było to około 20 osób. Czy wszyscy kwalifikowali się do dyscyplinarki? Pracownica odparła, że części ze wskazanych zmniejszono etaty, a niektóre osoby odeszły za porozumieniem stron. Sąd nie dowiedział się od kadrowej jak wyglądały późniejsze rozmowy ze zwalnianymi pracownikami, bo ta nie była obecna przy takich rozmowach. Nie wiedziała również, co mogło stać się w międzyczasie, a skutkowało, że dyscyplinarki zmieniono na porozumienia stron.
Sędzia Mańka chciała znać podyktowane przez prezesa Fichnę powody zwolnień i zapytana przez sąd kadrowa wymieniła: brak efektywności pracy, małą dyspozycyjność, brak zaangażowania w pracę i podburzanie załogi. – Czy były wcześniej jakieś upomnienia lub kary wobec tych osób? – Na pewno znalazły się, może dwie albo jedna takie osoby. Miały kary, nieobecności nieusprawiedliwione. Były takie osoby – wyjaśniała kierowniczka kadr.
Czy wytypowani do zwolnień byli uprzedzeni o takiej możliwości? – Ja takich rozmów nie przeprowadzałam. Tym zajmowali się kierownicy, mistrzowie czy sam prezes – wyjaśniła Teresa Wyrostek. Oznajmiła, że w Ramecie przeprowadzono audyt, w którym przeglądano dokumenty, analizowano stron zatrudnienia i sprawdzano wszystkie komórki spółdzielni.
Kadrowa mówiła prezesowi, że zwolnienia trzeba skonsultować ze związkami zawodowymi, ale te nie złożyły zarządowi stosownych raportów w terminie i zdecydowano, że nie zostaną poinformowane. Zapowiedź zwolnień poznała za to rada nadzorcza spółdzielni.
Mecenas Krzysztof Grad, który reprezentuje zwolnionych inwalidów był ciekaw czy kadrowa, wykonując polecenie prezesa o sporządzeniu „dyscyplinarek” zwracała szefowi uwagę, że są to tylko same hasła, a brakuje konkretów. Kierowniczka przyznała, że na to nie zwróciła uwagi, ale powiedziała Fichnie, że zwolnienia dotyczą osób w różnym, nieraz zaawansowanym wieku. Prawnik dociekał jak długo Teresa Wyrostek jest związana z Rametą. Usłyszał, że od 1 czerwca 2016 rok zajmuje stanowisko kadrowej, a wcześniej przez 10 lat była zastępcą szefa kadr. Grad chciał wiedzieć dlaczego tak doświadczony kadrowiec nie zwrócił uwagi prezesowi, że przyczyny „dyscyplinarek” nie są skonkretyzowane. Kadrowa wyjaśniła, że była to decyzja zarządu spółdzielni, a ona wykonała jedynie zlecenia szefa. – Ja miałam to przygotować. O treści nie rozmawiałam. To było polecenie służbowe – stwierdziła.
Jedna z oskarżycielek posiłkowych zauważyła, że wpierw wręczono jej porozumienie stron, a jak zgłosiła wątpliwości, to pokazano jej „dyscyplinarkę”. Według kadrowej zarząd suponował pustymi formularzami przy rozmowach z pracownikami.
Sędzia pozwoliła zadawać pytania obwinionemu. Były prezes spółdzielni Stefan Fichna dopytywał czy pracujący dla Ramety prawnicy potwierdzali zasadność przekazania wypowiedzeń części załogi? – Tego nie wiem, ale takie sprawy były w gestii zarządu – odparła zapytana. Stefanowi Fichnie zależało, by w sali sądowej wybrzmiało, że pracował w trzyoosobowym zarządzie i decyzje zapadały w takim właśnie gronie. Przypomniał, że wcześniej, kiedy spółdzielnią kierował sam, na posiedzenia zarządu zapraszano także związkowców, członków komisji rehabilitacyjnej i przedstawiciela rady nadzorczej. Obrady odbywało siedem osób, a jak dokonano zmian w zarządzie, to już tylko trzy – sami członkowie zarządu.
Wobec kadrowej padło jeszcze pytanie o wiedzę na temat prowadzenia w spółdzielni działań negatywnego oddziaływania na załogę (zarzut wobec zwalnianych). – Głośno było u nas, że odbywa się audyt, że sprawdzana jest wydajność, strona finansowa spółdzielni. Proponowano obniżenie etatów – np. do 6/8 etatu. Było wtedy poruszenie w fabryce, na pewno – podsumowała kierowniczka kadr.
Sprawa będzie kontynuowana w marcu. Wtedy mają być przesłuchani Marek Wyrostek – były już wiceprezes spółdzielni i kierująca nią obecnie samodzielnie Aleksandra Mikoś.
(ma.w)
To chyba był zakład pracy chronionej ? (mogę się mylić)
Wtedy tam są inne warunki i zasady działania odnośnie zakładu
On nic nie zbudował tylko wszystko pokoleji sprzedawał. I to nie jest jego firma tylko spółdzielnia.
Co to w ogole ma byc, gosc zbudował firmę i jak chce zmniejszyć zatrudnienie to powinien to zrobić i tyle. Jego firma. Chore prawo pracy...
teraz widać jakich fachowców sie zatrudnia w administracji. prezes każe dyktuje to się robi nie patrząc na przepisy. ta pani powinna mieć zarzuty