Przed wielką wodą radny uciekał przez bagażnik. "Armagedon"
Radny Jan Zemło z wodzisławskiej Zawady utknął w samochodzie na drodze, która zamieniła się w rozlewisko. Czekał tak godzinę, nie chciał, żeby woda dostała się do wnętrza. Ale jej poziom tylko rósł. Została tylko jedna droga ewakuacji - przez bagażnik. Wszystko to działo się tuż przy ul. Młodzieżowej podczas wielkiej ulewy, która 13 maja przeszła nad regionem.
To był dramat - tak można opisać sytuację, jaka wystąpiła w wodzisławskiej dzielnicy Zawada z powodu wielkiej ulewy. Pozalewane domy, uszkodzone drogi. Strażacy mieli pełne ręce roboty. Wszystkie położone najniżej tereny - ul. Młodzieżowa, Długa, Siarkowa, część Chełmońskiego czy Konwaliowej - stały się wielkim rozlewiskiem. Mieszkańcy Zawady ponieśli duże straty. Żywioł niszczył posesje, gospodarstwa i lokalne firmy. Przykłady można mnożyć. Wśród osób, które odczuły siłę żywiołu, znalazł się radny powiatowy Jan Zemło. - Mój samochód jest nie do uratowania, ale myślę sobie, że to tylko samochód, a widziałem, jak ludzie tracili dorobek życia. I dlatego trzeba im pomóc - mówi.
Nawałnica nr 1
Historia radnego Jana Zemły miała swój początek dzień wcześniej, bo 12 maja, kiedy nad Zawadą też było oberwanie chmury. Wtedy najgorsza sytuacja dotyczyła m.in. ulicy Emilii Plater. Woda z lokalnego cieku pozalewała posesje. Radny Zemło - wespół z radnym miejskim Jakubem Elsnerem - byli na miejscu. - Byliśmy u jednego z mieszkańców. Radny Elsner zadeklarował, że zorganizuje worki, bo według prognoz i następnego dnia miało padać - wspomina radny Zemło. - A do mnie powiedział, żebym pilnował jutro tego miejsca, bo on będzie w tym czasie w pracy - dodaje.
Nawałnica nr 2
Złe prognozy 13 maja potwierdziły się. - Zaczęło się chmurzyć, no więc mówię sobie "do roboty, trzeba układać worki z piaskiem". Gdy jechałem na ul. Emilii Plater, zaczęło padać. Na miejscu był właściciel posesji i jeszcze dwóch sąsiadów. Razem ułożyliśmy worki. Woda mocno napierała. Już wtedy wlała mi się do gumowców - wspomina radny. - Gdy skończyliśmy, to stwierdziłem, że pojadę jeszcze na ul. Oraczy zobaczyć co z mostkiem w tamtym miejscu. Bo dzień wcześniej jedna z mieszkanek mówiła, że jest podmyty - wyjaśnia.
"Słyszałem tylko szum"
Radny Zemło wsiadł do swojej osobówki i ruszył. Wody na drodze było już sporo, ale nie sądził, że jest jej aż tak dużo. Na ul. Długiej, tuż przy sklepie, ledwie kilka metrów od ul. Młodzieżowej, zaczęło się robić groźnie. - Akurat w tym momencie ul. Młodzieżową z dużą szybkością przejechały dwa TiR-y i fala wody ruszyła w moim kierunku, chlapnęło aż po szybę - mówi radny. Jego samochód wydał niepokojący dźwięk i stanął. - Utknąłem. Widzę, że wody jest powyżej progów i jak otworzę drzwi, to wleje się do środka - opisuje zdarzenie. - Miałem dwa wyjścia - być optymistą albo pesymista. Wybrałem pierwszą opcję i postanowiłem czekać. Sądziłem, że woda zacznie opadać - mówi.
Tak się jednak nie stało. Poziom wody ciągle wzrastał. - Szum był niesamowity. Tuż obok jest mostek, woda zaczęła przelewać się przez barierki. Ludzie coś do mnie krzyczeli, ale słyszałem tylko ten szum. Armagedon - mówi Jan Zemło.
Ewakuacja przez bagażnik
Radny z Zawady przez godzinę czekał w samochodzie. - Uszczelki wytrzymały, ale wody na zewnątrz było coraz więcej. Uchyliłem szybę i widziałem, że jej poziom rośnie. Widziałem, że strażacy z OSP są w akcji i mają ważniejsze zadania. Postanowiłem zadzwonić do radnego Jakuba Elsnera - wspomina. Tym razem szczęście radnemu powiatowemu dopisało, bo radny Elsner był akurat u swoich rodziców, którzy mieszkają nieopodal głównej drogi w Zawadzie. - Radny Elsner skrzyknął się z kolegą i przyszli po mnie. Zanurzeni po pas. Mówię im, żeby zobaczyli czy bagażnik jest w wodzie. Radny Elsner sprawdził i mówi "jeszcze nie, na styk" - wspomina radny Zemło.
Radny Jan Zemło przedostał się na tył samochodu, złożył jedno z siedzeń, a radny Elsner otworzył bagażnik. - Wyskoczyłem przez ten bagażnik i znalazłem się w wodzie po pas. Szok termiczny! - wspomina rajca. Wspólnymi siłami zaczęli spychać samochód w bardziej bezpieczne miejsce, położone wyżej. - Nie było to trudne, bo samochód już dryfował - mówi radny. Niestety wody było dużo, elementy wozu nie wytrzymały i ostatecznie samochód został zalany. - Nabrał wody do wysokości spodów siedzeń. Ale wciąż miałem nadzieję, że będzie sprawny - dodaje. - A skoro byliśmy w trójkę, to wzięliśmy się za pomaganie innym mieszkańcom. Zmoknięci jak mopsy, do pasa w wodzie, ale tam naprawdę było co robić. Do godz. 21.00 działaliśmy - dodaje. - Przy okazji znaleźliśmy osiem tablic rejestracyjnych, bo nie tylko mój samochód zalało - mówi.
Łzy w oczach mieszkańców
Ostatecznie samochód radnego nie nadaje się do użytku, ubezpieczyciel orzekł szkodę całkowitą. - Ale proszę mi wierzyć, że jak oglądałem zniszczenia w Zawadzie, to mój samochód wydaje się błahostką. Nie udało się uratować kur, innego practwa, ryby z okolicznego stawu leżały nawet na łąkach, ludzie mają zniszczone posesje. Walczymy o to, by wojewoda uznał to za kataklizm, bo obecnie odszkodowania należą się za zniszczone mienie, które jest zamieszkałe. Ale przecież mieszkańcy odnieśli różnorakie straty, dla niektórych był to dorobek życia. Zawada była w szoku po tej ulewie, żywioł był ogromny. Widziałem łzy w oczach ludzi - podkreśla. - Za to budujące było to, jak mieszkańcy wzajemnie sobie pomagali - puentuje.
Janek Komandos
Spoko