Wzgórze Szubienic pod lupą archeologów. Dawniej wykonywano tu wyroki śmierci
Z niemieckiego nazywano je Gelgenberg, po polsku zaś Wzgórzem wisielczym lub Wzgórzem Szubenic. Nieprzypadkowo, bo od czasów średniowiecza aż do połowy XVIII w. wykonywano na nim wyroki śmierci. Skazani za morderstwa i inne ciężkie przestępstwa umierali, patrząc na inne wodzisławskie wzgórze. To, na którym stoi kościół.
W ubiegłym roku Rada Miasta Wodzisławia Śl. zdecydowała o przekazaniu 35 tys. zł na rozpoczęcie prac archeologicznych na wzgórzu Galgenberg (Wzgórze Szubienic, Szubieniczne), usytuowanym w rozwidleniu ulic Kopernika i Górnej. Mocno optował za tym zwłaszcza radny Mariusz Blazy, który nie kryje satysfakcji z rozpoczętych w poniedziałek 9 sierpnia prac archeologicznych. - W grudniu ubiegłego roku, udało mi się przekonać radnych do przeznaczenia środków na rozpoczęcie badań archeologicznych najbardziej tajemniczego wzgórza w Wodzisławiu. Po kilku miesiącach zaawansowanych prac planistycznych i uzyskaniu koncesji udało się rozpocząć prace - skomentował Blazy w mediach społecznościowych.
Prace realizuje ekipa badaczy pod wodzą Sławomira Kulpy, dyrektora Muzeum w Wodzisławiu Śl. Kiedy rodził się pomysł, by wykonać tu badania archeologiczne, przyznał on, że Wzgórze Szubienic, to jedno z najciekawszych miejsc w Wodzisławiu do przeprowadzenia takich prac. - Moglibyśmy wówczas poznać, w jaki sposób kształtował się wymiar sprawiedliwości na terenie naszego miasta - zaznaczył dyrektor miejskiego Muzeum Sławomir Kulpa. - Jest to miejsce mroczne, ale i tajemnicze. W tamtych czasach skazanych na śmierć nie chowano, dlatego oni tam do dzisiaj spoczywają - uzupełnił.
Bogata historia wzgórza
Historię Wzgórza Szubienic przedstawił w swojej kronice miasta Henke. Według tego XIX-to wiecznego kronikarza to tu było jedno z miejsc, na którym w dawnych wiekach wykonywano wyroki śmierci na przestępcach, ponieważ miasto posiadało tzw. prawo miecza. Ostatni według tej relacji wyrok śmierci wykonano tu 20 lutego 1748 roku. Za zabójstwo mieszkanki Radlina Heleny Antończyk oraz podpalenie jej domostwa zbrodniarz o inicjałach J.O. został tu ścięty mieczem, a wcześniej podobno był łamany jeszcze kołem.
Z czasem Galgenberg zmienił się w miejsce rekreacyjne. Jak pisała w 2002 r. w "Dzienniku Zachodnim" Elżbieta Piersiakowa, była to głównie zasługa Towarzystwa Upiększania Miasta, które istniało w Wodzisławiu już za czasów panowania Wilhelma II, pruskiego cesarza. "Na wzgórzu do dziś zachowały się nawet ślady betonowych podpór, na których stały ławeczki dla mieszkańców." - pisała Piersiakowa. W rozmowie z nią Stefan Górski, badacz dziejów miasta przyznawał, że po powrocie tej części Śląska do Macierzy towarzystwo rozwiązało się, jego działalność przejęła inna organizacja, a Galgenberg stał się obiektem komunalnym. "Lokalne władze dbały o to miejsce, więc ludzie odwiedzali je licznie. Tym bardziej że znajdował się tu doskonały punkt widokowy, z którego można było obserwować nie tylko Wodzisław, ale także całą okolicę." - pisał w 2002 r. "DZ".
W czasie Kampanii wrześniowej znajdował się tu punkt obserwacyjny samolotów wroga, zaś po zajęciu Wodzisławia przez Niemców, ci chcieli zrobić tu aleję zasłużonych. Pod koniec wojny, podczas wyzwalania Wodzisławia, wzgórze ze swoim doskonałym widokiem na miasto stało się punktem obserwacyjnym i artyleryjskim. W czasach PRL wzgórze poszło w zapomnienie, pozarastało, dziś to mały lasek na wzniesieniu, z którego niewiele widać. O tym, że ma swoją bogatą historię, świadczy jedynie tablica informacyjna, która znajduje się przy wejściu na wzgórze od ul. Górnej. A także dość tajemnicze i mocno już naznaczone upływem czasu schody prowadzące na wzgórze.
Wisieli ku przestrodze
Za to wiele o historii miasta może powiedzieć to, co znajduje się na wzgórzu, tylko trzeba się do tego dokopać. Badacze zdają sobie sprawę, że to trudne zadanie i niekoniecznie musi zakończyć się powodzeniem. - Czy coś znajdziemy? Pewności nikt nie ma. Ale faktem jest, że miejsce to ma ciekawą historię. W dawnych czasach wyroki śmierci wykonywano publicznie. W Wodzisławiu skazani byli prowadzeni z więzienia, które znajdowało się na ul. Średniej. Orszak ze skazańcem trafiał na Galgenberg, gdzie publicznie tracono skazańca. Dziś może tego nie widać, bo zasłaniają drzewa, ale wzgórze Galgenberg sąsiaduje z innym wodzisławskim wzgórzem, tym na którym stoi kościół przy Rynku. Skazany umierał, patrząc na kościół. Można powiedzieć, że była to taka alegoria boskiej sprawiedliwości - opowiada Sławomir Kulpa.
Może więc badaczom uda się odnaleźć pozostałości po urządzeniach, na których wykonywano wyroki, bo jakieś, jak uważa Kulpa, musiały tu być. Może natrafią na pozostałości ludzkich szczątków. - Dawniej był zakaz chowania zwłok. Jeśli kogoś wieszano, to wisiał tak i kilka miesięcy, aż sam odpadł. Ku przestrodze - mówi Sławomir Kulpa. Na razie, po dwóch dniach prac odkrywkowych odkryto betonowe fundamenty, do których w przeszłości być może przymocowane były jakieś ławki.