Kryzys może być głęboko duchowym, niemalże mistycznym doświadczeniem
Z ks. Mateuszem Chmielewskim z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, pedagogiem zaczynającym – na Wydziale Nauk Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II – prace nad doktoratem, o kryzysie wiary i wychowaniu religijnym koresponduje ks. Łukasz Libowski.
Brakowało spójności i przez to wiara jest mocniej poddawana w wątpliwości
– ŁL: No dobrze. To mielibyśmy pierwszy wątek zamknięty. Co jeszcze Twoje rozmowy ujawniły?
– MCh: Może to jest oczywiste i jest pewnego rodzaju truizmem, ale do mnie podczas rozmów doszło, że żeby mieć kryzys wiary, to trzeba mieć wiarę. Mówi się, że wiele osób ma teraz kryzys wiary, a według mnie wiele osób po prostu staje się jeszcze bardziej obojętnych religijnie niż było dotychczas, staje się mniej wierzących, ale ich wiara nigdy zbyt wielka nie była. Kryzys jest wtedy, gdy mam poczucie, że tracę coś, co do tej pory było dla mnie ważne i nie jest mi wcale tak łatwo to porzucić. Moi rozmówcy mówią, że dla nich kryzys jest taką erozją, zadawaniem pytań i poddawaniem pod wątpliwość, buntowaniem się czy niezgodą, tupaniem nogą i posuchą. Potrafią jednak zauważyć, że ta sytuacja kryzysowa jest również oczyszczeniem, dojrzewaniem, rozwojem. Żeby tak na to spojrzeć, potrzeba jednak trochę czasu i głębszej refleksji. Kryzys jest bowiem miejscem, gdzie ścierają się postawy tworzące stare i nowe życie. Nowe, pokryzysowe życie, nie znaczy gorsze. Po przejściu przez kryzys wiara może być dojrzalsza, bardziej świadoma, oparta na więzi z Bogiem, a nie tylko na tradycji. Warto dodać, że kryzys może być również głęboko duchowym, niemalże mistycznym doświadczeniem, gdyż jest próbą ogniową wiary, kiedy możemy wyznać Bogu wiarę i miłość, pomimo tego, że jest tak trudno. Taka wiara i miłość jest wtedy najbardziej bezinteresowna. Jest takim byciem z Bogiem i Kościołem nie tylko na dobre, ale i na złe.
– ŁL: O tym się dziś wiele mówi, że mianowicie kryzys jest wielką szansą. Ze swej strony mogę w tym kontekście polecić książkę „Drzewo ma jeszcze nadzieję. Kryzys jako szansa” znakomitego Tomáša Halíka.
– MCh: Myślę, że z podobnym myśleniem mamy do czynienia w klasycznej już książce Kazimierza Dąbrowskiego „Trud istnienia”, w którym mowa o dezintegracji pozytywnej. Doświadczenie rozbicia dotychczasowego sposobu myślenia i funkcjonowaniu może pomóc w szybszym i bardziej twórczym rozwoju, także na płaszczyźnie wiary. Coś musi umrzeć, żeby coś innego się narodziło. Ważne jest to, co z tym kryzysem zrobi konkretna osoba, ale także w jaki sposób będą zachowywały się osoby dla niej znaczące.
– ŁL: A co o swoich kryzysach powiedzieli Ci Twoi rozmówcy? Są w ich historiach jakiejś miejsca wspólne? A może są zaskakujące różnice?
– MCh: Miejsce wspólne to zazwyczaj rodzina pochodzenia określana jako tradycyjnie wierząca. Badani cenili sobie sam fakt przekazania wiary, ale także czuli niedosyt. W tych tradycyjnie wierzących rodzinach w wielu momentach brakowało spójności i przez to owa wiara jest mocniej poddawana w wątpliwości. Chodzi tutaj m.in. o łączenie wiary z zabobonami, pobożność nie połączoną z uczynkami miłości, dobrocią względem potrzebujących czy rozdźwięki między siedzeniem w przysłowiowej pierwszej ławce w kościele, a niemoralnym postępowaniem. Warto też wspomnieć o tym, że każdy z badanych co innego uznał za wartościowe w swoim religijnym wychowaniu, które otrzymał w rodzinie. Wspólne jest jednak to, że każdy z nich stwierdził, że właśnie ta wartościowa rzecz okazała się być bardzo potrzebna w sytuacji kryzysu wiary. Są to pewnego rodzaju zakorzenione schematy działań czy silne, dobre wspomnienia, które pomagają wracać albo jeszcze trzymają, żeby nie odejść. Jeżeli ktoś cenił to, że rodzice czytali mu w niedzielę Pismo Święte, to teraz, w kryzysie, to czytanie Pisma Świętego buduje jego wiarę. Dobre rzeczy z przeszłości są wyciągane niczym ze skrzyni, aby ożywić trudniejszą teraźniejszość. Wydaje się, że im tych dobrych wspomnień więcej, tym i szansa na pozytywne rozwiązanie kryzysu też wzrasta.
Ks. Mateusz to kapelan warszawskich katocelebrytow ze stolicy. Stały bywalec szczególnie u mamy jednego z najbardziej znanych aktorów młodego pokolenia. Tak się robi karierę.
na szczęście ludzie zdążą przeczytać.....
Komentarze o podwójnym życiu księdza Mateusza są regularnie usuwane. Przypadek ?
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
Księża niech nie snują wniosków ale zajmą się robotą. Ksiądz Mateusz kase z diecezji na studia bierze a w czasie odpustu w Skrzatuszu schował się w pokoju. Żenada
"czas na ostatni akord naszej fughetty'
i jeszcze klechy popisują się swoja erudycją niezrozumiałą i niedostępną dla przeciętnego moheraka..
pycha ,pycha i zaślepienie.
Szanowny "op" - żenadą trzeba nazwać sytuację kiedy ktoś, kto nie potrafi czytać ze zrozumieniem, próbuje tworzyć tezy oparte na niezrozumianym przez siebie tekście. Sama umiejętność czytania to nie wszystko - trzeba jeszcze zrozumieć czytany przekaz...
,,kryzys wiary''- Przestajecie wierzyć w Boga bo wam sie nie podoba zachowanie księży? żenada
i tak wygląda łapanie naiwniaków w siatkę..napisz do mnie... pogadamy... i już cie mam.. teraz jest kryzys wojenny i kryzys energetyczny.. a kryzys wiary?...zależy w co kto wierzy.. obecnie księżom jest wierzyć coraz trudniej...
Ja bym za bardzo nie liczył na odzew anonimów. Oni są tylko odważni dlatego że są anonimowi.
Nie mam w zwyczaju czytania anonimowych komentarzy i odpowiadania na nie. Mam natomiast zwyczaj rozmów/ korespondowania mailowego z osobami, które chciałyby mniej anonimowo wyrazić odmienne zdanie, podważyć coś, stwierdzić, że jest zupełnie inaczej itp. itd. Zapraszam więc --> mmchmielewski@op.pl - ks. Mateusz Chmielewski
~Kolegunio (185.135. * .174) dzięki ! dobrze jest przeczytać coś mądrego w świecie zaślepionych ignorantów.
"Kryzys wiary" - tak ładnie to brzmi, tak naukowo. Szkoda tylko, że ww. ksiądz nie powie rzeczowo i wprost, że to nie o żaden "kryzys wiary" chodzi tylko o fakt, że coraz większe grono ludzi "przegląda na oczy", uświadamia sobie co tak naprawdę kościół katolicki robi, do czego dąży(władza, bogactwo, immunitet), jak traktuje swoich "wiernych" oraz co wyprawiają jego przedstawiciele(każdego szczebla). Kończą się czasy ślepego poddaństwa - ludzie kształcą się na coraz to nowszych płaszczyznach i dostrzegają, że nie potrzeba zachłannych i obłudnych pośredników by wierzyć w Boga.
Dla mnie kryzys wiary przyszedł nie przez zaniedbania rodziców (skąd inąd bardzo religijnych)tylko wraz z wtrącaniem się do polityki i namawianiem do głosowania na pis,bogactwem rydzyka czy tuszowaniem pedofilii.
Moim zdaniem za dużo tego.
Czy takie przypadki tez ksiądz wziął pod uwagę w swoich badaniach ?