Jak Racibórz Dolny został zbiornikiem... z ludzką twarzą
W połowie września tego roku południową Polskę znów dotknęła powódź. Choć w wielu miejscach miała dramatyczny przebieg, to jej zasięg był nieporównywalny z kataklizmem, który spustoszył południe i zachód kraju w lipcu 1997 r. Wtedy zginęło 56 osób, a straty oszacowano na 3,5 mld dolarów. Pod wodą znalazły się duże nadodrzańskie miasta. To, że tym razem nie powtórzył się scenariusz sprzed 27 lat, mieszkańcy Raciborza, Opola czy Wrocławia zawdzięczają zbiornikowi Racibórz Dolny.
Świadomość ratującej roli zbiornika jest powszechna i przybierała czasem niezwykłe, emocjonalne formy. Jedną z nich są kierowane pod adresem zbiornika… podziękowania. "Kochany zbiorniku, dałeś radę", "Uratował Dolny Śląsk wraz z jego stolicą przed katastrofą! Cała Polska jest z Ciebie dumna, tak trzymaj! Nasz dzielny, cichy bohaterze!", "...dziękujemy Tobie, Zbiorniku! Jesteś naszym Avengerem! Wdzięczni Wrocławianie..." - to tylko niektóre z setek wpisów, jakie pojawiły się w sieci, kiedy we wrześniu zbiornik przyjął niewyobrażalne 147 mln metrów sześciennych wody. To skutecznie obniżyło falę powodziową na Odrze.
Mało który autor tych wpisów zapewne wiedział, że oddana do użytku w 2020 r. budowla hydrotechniczna powstała w miejscu dwóch małych wiosek należących do gminy Lubomia. Byłem świadkiem emocji, z jakimi musieli poradzić sobie ich mieszkańcy, kiedy decydowały się losy miejscowości, które miały przestać istnieć: Ligoty Tworkowskiej i, szczególnie, Nieboczów.
Gdzie jest wójt?
W połowie 2008 r. na korytarzu Urzędu Gminy w Lubomi spotkałem kolegę ze studiów. Nie widzieliśmy się od ponad dwóch lat. Sympatyczne spotkanie kolega przerwał, kiedy powiedziałem, że jestem dziennikarzem Nowin Wodzisławskich i przyjechałem dowiedzieć się tu czegoś ciekawego. "To tyś opisał naszego wójta. Ty jesteś tu persona non grata. Muszę kończyć" - rzucił krótko i... szybko odszedł. Szczerze powiedziawszy nigdy nie czułem się w lubomskim urzędzie jakimś wyjątkowo nieproszonym gościem. Może tylko wtedy, kiedy opublikowaliśmy artykuł o wójcie Lubomi Czesławie Burku pt. "Gdzie jest wójt?". Stosunki stały się na jakiś czas nieco napięte, gdyż w rzeczonym materiale zwracaliśmy uwagę na częste nieobecności wójta w urzędzie gminy i spowodowaną tym faktem niedostępność włodarza dla mieszkańców. Wójt tłumaczył to wówczas m.in. pracą w domu. Jak wyjaśniał, w domowym zaciszu zajmował się zasadami kompensacji, związanymi z budową zbiornika przeciwpowodziowego w Nieboczowach...
Kochany zbiorniku... ty wiesz, ile było ludzkich rozterek i obaw zanim cię wybudowano
Kiedy zbiornik Racibórz Dolny we wrześniu tego roku przeżywał chwile chwały, mnie przypomniała się historia z korytarza lubomskiego urzędu i praca wójta przy zasadach kompensacji, którą wójt Lubomi tłumaczył w listopadzie 2007 r. swoje nieobecności w urzędzie. Te zasady były punktem wyjścia do negocjacji i ewentualnego porozumienia między Gminą Lubomia, mieszkańcami Nieboczów i Regionalnym Zarządem Gospodarki Wodnej (RZGW) w Gliwicach. Negocjacje, które ostatecznie zakończyły się sukcesem, pozwoliły na rozpoczęcie budowy zbiornika. Były trudne, długo nie przynosiły efektu, dochodziło podczas nich do nieczystych zagrań, bo nie wszystkim stronom przyświecał ten sam cel. O ile była zgoda, że zbiornik trzeba wybudować, to rozbieżności dotyczyły metody. Wiadomo było jedno: że aby budowla mogła powstać, wysiedlone muszą zostać dwie wsie, które znajdowały się w czaszy planowanego zbiornika.
Ludzie
Wójt Gminy Lubomia
Każde ważne wydarzenie musi obrosnąć w legendy. Przenosiny Nieboczów doczekały się prawdziwego mitu założycielskiego, który został stworzony nie przez Homera, ale przez samych zainteresowanych, którzy dziś chcą w niego wierzyć. Prawda o wydarzeniach, które miały miejsce w Nieboczowach, leży pośrodku – między mieszkańcami nowej wsi a tymi, którzy zdecydowali się na budowę domu w innym miejscu. Jednym z wielu powodów opuszczenia starej wsi na własną rękę i szukania nowego miejsca było właśnie zachowanie wspomnianych włodarzy, w których redaktor dopatruje się samych superlatyw.
W nowym miejscu wywiadów udzielają jedynie wyznaczeni mieszkańcy, podczas gdy część społeczności tęskni za starym miejscem. Na uwagę zasługuje również fakt, że część (może nawet większość) mieszkańców przeniosła się na lubomski Paprotnik, aby być blisko swojej małej ojczyzny – o tym jednak mówi się cicho. Cicho również o mieszkańcach Ligoty – oni także mają swoje miejsce na Grabówce. Tam się spotykają i pielęgnują historię swojej "małej ojczyzny".
Cały proces wywłaszczeń i przenosin przyniósł wiele bólu i cierpienia oraz narastających waśni. Warto wspomnieć o niezdecydowanych wcześniej mieszkańcach starej wsi, którzy jeździli oglądać nową, budującą się wieś. Nie kierowała nimi zazdrość, lecz niedowierzanie – dziwili się, jak za odszkodowanie za stare, walące się domy można było wybudować nowoczesne wille, a czasem nawet więcej niż jedną.
Zbiornik z ludzką twarzą, a suchy polder z suchym pyskiem.
To ,że dolar jest światową walutą nie znaczy ,że w Polsce nie można strat podać w złotówkach.