Siedziałam na Bogumińskiej
Kiedy zmarł Stalin miała 16 lat. Za obronę polskości i sprzeciw wobec komunistów została aresztowana. Była maltretowana - bez przerwy nawet tydzień. Nie ugięła się, koleżanek nie zdradziła. Nieco później wyrok odsiadywała w Wodzisławiu. Po latach tutaj wróciła i… zamieszkała.
Natalia Piekarska nie mogła się pogodzić z dominacją sowiecką i wyzbywaniem się polskości. Czarę goryczy przelała decyzja komunistów o zmianie nazwy Katowic na Stalinogród. Ostro się temu sprzeciwiła. Odważnie rozprowadzała ulotki i przyklejała je na drzwiach Urzędu Bezpieczeństwa. W końcu wpadła. Była bita i maltretowana. Dzisiaj nie ma żalu do oprawców. Zdążyła im przebaczyć. Jeździ po świecie i dzieli się swoimi przeżyciami. – Jeszcze nie czas na oczyszczenie. To zbyt świeża historia. Często niewygodna i dla wielu wstydliwa – mówi.
W tramwaju nie wytrzymała
Urodziła się w styczniu 1937 r. w Jeleśni. Osiem lat później z rodziną przyjechała do Katowic. Tutaj dojrzewała, zasmakowała harcerstwa. Jej życie zmieniło się po śmierci Stalina (zmarł 5 marca 1953 r.). Miało być ono lepsze i bezpieczniejsze a zmieniło się w koszmar. – Była nadzieja, że bez tego człowieka na ziemi będzie się żyło lepiej. Niestety się myliłam. Komuniści dopiero pokazali na co ich stać – wspomina pani Natalia. Już w pierwszych dniach po odejściu „wodza”, z ulic Katowic zaczęły znikać tablice informacyjne, drogowskazy. W mgnieniu okaz zniknęła nazwa Katowice. Pojawił się Stalinogród. – To był dla mnie szok - mówi. Nie wytrzymała kiedy z koleżankami chciałam dojechać tramwajem do Katowic. Konduktorka odmówiła sprzedaży biletu sugerując, że miasto o takiej nazwie nie istnieje.
W twarz od progu
Niedługo potem ulotki z hasłami antykomunistycznymi wylądowały na ulicach, w tramwajach, na bramie Huty Baildon. Dziewczyny były odważne. Plakaty przyklejały nawet na drzwiach siedziby Urzędu Bezpieczeństwa w Chorzowie. Kilka dni później, 18 marca 1953 r. właśnie tutaj trafiła Natalia Piekarska. – Już na wejściu poznałam okrucieństwo tych ludzi. W domu nikt mnie nie bił a tutaj na przywitanie dostałam w twarz od jednego z funkcjonariuszy. Bił mocno. Poleciałam na ścianę i z impetem huknęłam w nią głową – wspomina mieszkanka Wodzisławia.
W kwietniu przewieziono ją do zakładu przy Mikołowskiej w Katowicach. Ruszyły brutalne przesłuchania. Była bita przez tydzień - dzień i noc. – Wiedzieli, że zapisałam się na korespondencyjny kurs języka angielskiego i francuskiego. Znaleźli przy mnie skrypty. Tłukli mnie nimi i kazali pisać to czego się już nauczyłam. Mój pęd do nauki – szczególnie języków obcych – był dla komunistów nie do przełknięcia. Czym bardziej bili, tym bardziej byłam zawzięta. Nic nie powiedziałam – mówi pani Natalia.
Zmarł Bierut, przyszła wolność
Proces ruszył na początku czerwca. Szesnastoletnią Natalię sądzono wraz z koleżankami: Zofią Klimondą i Barbarą Galas. Rozstrzygnięcie zapadło po kilku dniach, 8 czerwca. Wyrok jaki usłyszała to zakład poprawczy na czas nieokreślony. I tak Natalia trafiła do Wodzisławia. Zakład poprawczy znajdował się w budynku obecnego urzędu miasta. Przez kilka miesięcy ciężko pracowała na polach okolicznych PGR-ów. Odosobnienie doskwierało. Skazani byli wobec siebie nieufni. Nie było przyjaźni, koleżeństwa. Czuła się wyobcowana. – Od początku byłam przekonana, że stąd ucieknę. Tak też zrobiłam po czterech miesiącach. We wrześniu byłam już w rodzinnych Sławniowicach – opowiada pani Natalia. Po roku ciągłego ukrywania się i zwodzenia ubeków przebojowa dziewczyna rozpoczyna naukę w Technikum Wychowania Fizycznego w Gdańsku. W czerwcu 1955 r. wpadła w ręce oprawców ponownie. Jej koszmar skończył się po śmierci Bolesława Bieruta z końcem lutego 1956. Natalia wyszła na wolność.
Nie zwalnia tempa
Od tej chwili nie traciła czasu. Chłonęła wiedzę i marzyła o karierze nauczycielki. Skończyła Uniwersytet Ludowy w Błotnicy Strzeleckiej, Liceum Kulturalno-Oświatowe w Gliwicach, Liceum Pedagogiczne w Opolu, a następnie studium w Raciborzu i Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Opolu. 19 lat uczyła dzieci w rodzinnych Sławniowicach. W międzyczasie wyszła za mąż i przybrała dwuczłonowe nazwisko Piekarska-Poneta. Za mężem, który pracował w Elektrowni Rybnik przeniosła się właśnie do Rybnika. Tutaj kontynuowała pracę nauczyciela. W 1990 r. przeszła na emeryturę. Nie zwolniła tempa. Przeprowadziła się do Raciborza, a pod koniec ubiegłego roku do Wodzisławia. Mieszka na Wilchwach. Ma dwóch synów, dwóch wnuków i wnuczkę.
O swoich przeżyciach pani Natalia opowiada zarówno młodzieży jak i dorosłym, nie tylko w kraju ale i za granicą. Jest w stałym kontakcie z polonią w Chicago. Pisze książki, wiersze, bajki. Jej publikacja pt. „Byłam nie tylko na Mikołowskiej” wywołał żywą dyskusję. Zaraz potem ukazała się książka pt. „Siedziałam za Katowice”.
Za swoja działalność otrzymała wiele wyróżnień państwowych, m.in. Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Od 2004 r. jest Honorowym Obywatelem Miasta Katowice. Należy do Związku Więźniów Politycznych i Związku Autorów Polskich.
Rafał Jabłoński
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
doceń czyjąś odwagę bo widać tobie jej brakuje
pani Poneta chyba była już wszędzie, historia opisywana już po raz setny
historia jest.....ale to chyba najbrzydszy UM w regionie???